- Nie wiedziałam, że gadulstwo Veni ma także jakieś dobre strony – powiedziałam, nie podnosząc głosu, ale to wystarczyło, by cała gromadka zamilkła i zamarła w pół ruchu. – Gratuluję daru narracji, Veni. Tak się zasłuchałam, że zapomniałam, że powinnam odesłać was do łóżek.
- A… A… Ava – wyjąkał Iter. – Co ty tutaj robisz? – zapytał nieco bez sensu.
- Zasadniczo powinnam was wysłać do pokoi, a jutro zbudzić o świcie i zafundować morderczą rozgrzewkę, żeby odechciało wam się siedzenia po nocach. - Nie mówiłam poważnie, ale oni o tym nie wiedzieli. Nie zrobiłabym tego. Mogli iść spać o której chcieli, warunek był jeden: mieli wstać na śniadanie i być w stanie ćwiczyć. Nie było też ścisłych przepisów dotyczących przebywania w swoich pokojach, ale… ale wiadomo jak to z nastolatkami bywa. Sama kiedyś byłam nastolatką, a to wcale nie było tak dawno.
- Ava, my… To moja wina. – Veni spuściła głowę. – To ja ich zaprosiłam. Chciałam… Chciałam im opowiedzieć historię Avanti, bo…
- Bo jest dla nas wzorem – dokończyła Luna cicho.
- I powinna – przyznałam. – Choć nie było do końca tak, jak to przedstawiłaś, Veni.
- Nie? – zdziwiła się.
- Znałaś Avanti? – zapytali w tym samym momencie Sol, Luna, Nyks i Iter. Invis patrzyła na mnie tylko szeroko otwartymi oczami.
- Nie, nie znałam. – Pokręciłam głową, odrywając się od framugi i zamykając za sobą drzwi. – Choć to nie do końca tak…
Patrzyli na mnie z zainteresowaniem. Nie mogłam ich teraz tak zostawić i odesłać do łóżek z mętlikiem w głowie. Ale obawiałam się, że moja opowieść namiesza jeszcze bardziej. Bo to nie była prosta historia. Miała wiele aspektów, a każdy odczytywał ją na swój sposób. Ciężko w tym wszystkim przedstawić postać Avanti w taki sposób, by była to historia zbliżona do prawdziwej. Nawet dla mnie to wszystko nie było jasne.
- To ja byłam Avanti – powiedziałam w końcu, a odpowiedziała mi jedynie śmiertelna cisza. – Choć to również nie do końca jest prawdą.
- Ty… ty jesteś Avanti? – wykrztusił Sol.
Pokręciłam głową.
- Nie jestem. Jeśli już to byłam – westchnęłam. To nie było takie proste. Tego nie dało się zawrzeć w jednym zdaniu. – Właściwie to… To Avanti nie istnieje. Nigdy nie istniała.
- Jak to… nie istnieje? – wyszeptała Invis. – O co więc tutaj chodzi?
Westchnęłam.
- Mogę? – zapytałam, wskazując miejsce między nimi. Rozsunęli się nieco by zrobić mi miejsce. Usiadłam pomiędzy Veni a Iterem.
- Cała ta historia jest prawdziwa. Do pewnego momentu – zaczęłam i przymknęłam oczy. – To, co Veni opowiedziała wam o Mistrzu i drużynie jest prawdą. Potwory również, choć w tym miejscu chyba trochę to podkoloryzowałaś. – Rzuciłam jej spojrzenie z ukosa, ale nie zareagowała. – Jednak, kiedy Mistrz zaczął nas szkolić, byliśmy w martwym punkcie. Z jednej strony musieliśmy trenować, a z drugiej ludzie nadal potrzebowali ochrony. Potwory rzeczywiście stawały się coraz zuchwalsze, nie bały się już atakować nawet w dużych miastach. Na przedmieściach, co prawda, ale zdarzyło się parę razy, że coś pojawiło się i w centrum. Wszyscy Uzdolnieni wspólnie próbowali coś na to poradzić, ale każde ręce do pomocy były ważne. Mistrz postanowił, że musimy rozdzielić swój czas na treningi i pomoc ludziom. To był bardzo wyczerpujący okres – westchnęłam. – Wstawaliśmy wcześnie rano, zaczynaliśmy ostry i wymagający trening, nagle rozbrzmiewał alarm, więc szybko przenosiliśmy się tam, gdzie byliśmy najbardziej potrzebni. Kiedy sytuacja była już opanowana, wracaliśmy, szybko coś zjadaliśmy i wracaliśmy do przerwanego treningu. Często budzono nas w nocy do nagłych wypadków. Zdarzało się, że spałam po trzy-cztery godziny na dobę, kilka dni z rzędu. Byłam wtedy w waszym wieku. Kiedy Mistrz się nami zajął miałam piętnaście lat. Gigi była ode mnie o rok młodsza, a Alter, który był najstarszy, miał wtedy siedemnaście lat. Byliśmy wykończeni, a nie było nikogo, kto mógłby nas odciążyć… Żadnej superbohaterki, która by nam pomogła.
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym podjęłam opowieść z nieco innej strony.
- Tutaj, w Ośrodku nie usłyszycie zbyt wiele o Avanti. Wśród innych Uzdolnionych może nieco więcej. To zwykli ludzie stworzyli tę legendę. Bo ludzie potrzebują bohaterów. Potrzebują symboli, wzorców, kogoś, kto będzie dawał im nadzieję w ciężkich czasach. Dlatego powstała Avanti. Odważna, nieustraszona, o niebywałych mocach. A tak naprawdę… Tak naprawdę to byliśmy my. Gigi zaginała przestrzeń, więc mogliśmy się nagle znaleźć w odległym miejscu niemalże znikąd. Kazadi zmieniał się w muchę i wyglądało to tak, jakby nagle stawał się niewidzialny. Ja swoją mentalną mocą potrafiłam zmusić niektóre potwory do posłuszeństwa, Alter przenikał przez materię, więc też wydawało się, że nagle znika… Ludziom nie potrzeba było wiele. Złożyli to wszystko razem i tak powstała Avanti. Nikt nie wie, czemu tak ją nazwano. Po prostu tak się stało. Ludzie doceniali to, co robiliśmy, ale nie byliśmy zbyt „znani”, robiliśmy to, co do nas należało i wracaliśmy do Ośrodka na trening. Ludzie mieli duże pole do popisu w dopowiadaniu naszej-nienaszej historii. To wszystko. Cała opowieść.
Patrzyli na mnie w milczeniu. Dawno nie widziałam, by grupa nastolatków tak długo siedziała w bezruchu. Zwłaszcza, gdy w tej grupie była Veni. Wstałam z zamiarem wysłania ich od pokoi, gdy Nyks zadał pytanie.
- Czy Ava to zdrobnienie od Avanti?
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Czasem chodziłam do miasta. Większość z nas woli przebywać w Ośrodku, nie integruje się z innymi ludźmi. Ale ja lubiłam przechadzać się zatłoczonymi ulicami, przez chwilę czuć się normalnie, jak zwykły człowiek. Jednak zawsze znalazł się ktoś, kto mnie rozpoznawał, kto wiedział, kim jestem, że jestem członkiem drużyny. Możliwe, że dlatego coraz więcej osób utożsamiało mnie z Avanti, być może właśnie przez podobieństwo naszych imion. Powstało przekonanie, że to ja jestem Avanti. Mało kto znał mnie osobiście, więc postać bohaterki nadal pozostawała w sferze miejskich legend, ale mimo to... mimo to traktowano mnie jako symbol nadziei. Niesłusznie, całkowicie niesłusznie… Drużyna często się z tego powodu śmiała i zaczęli mnie nazywać tym imieniem, zwłaszcza Ethan. Nie lubiłam tego. Kiedy jednak uporaliśmy się z potworami, ludzie zapomnieli, została tylko legenda o Avanti. Teraz już nikt mnie z nią nie łączy. Tylko drużyna jeszcze o tym pamięta.
- Więc jesteś Avanti – stwierdziła Luna. – Ona była symbolem. Ty też byłaś symbolem dla tych ludzi. Symbolem drużyny. A Avanti to drużyna, sama mówiłaś.
W jej pokrętnej logice było nieco racji, ale to wszystko nie było takie proste.
- Możliwe, że według nich byłam Avanti. Ale ja wiem, jak było naprawdę. Ja nie zasłużyłam na to miano… Tylko razem tworzyliśmy drużynę, tylko działając razem podtrzymywaliśmy ten mit.
- Ava, a… A o co się wydarzyło? Wtedy, gdy coś poszło nie tak? – dopytywała się Luna.
- Na dziś już starczy – ucięłam nieco ostrzej, niż zamierzałam. I tak powiedziałam im już wystarczająco dużo. – Jest po północy, a my od rana zaczynamy trening. Nie życzę sobie żadnych spóźnień. Wracajcie do pokoi.
Powoli zaczęli się podnosić i po kolei, mówiąc „dobranoc”, wychodzili z pokoju. W końcu zostałam sama z Veni.
- Ty też już powinnaś iść spać. To była naprawdę ładna opowieść, Veni – pochwaliłam ją.
Pokręciła głową.
- Chciałam opowiedzieć im prawdziwą historię, ale nikt nie chciał mi wyjaśnić tego dokładnie. Tak wiele jeszcze chciałabym się dowiedzieć…
- Wszystko w swoim czasie, Veni. To skomplikowana historia – powiedziałam, kładąc dłoń na klamce. – Wszystko w swoim czasie..
- Ava?
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Tak?
- Nie chcę być wścibska…
- Już jesteś, kochana – wtrąciłam.
- Czy ty i Ethan… - zawahała się. – Czy byliście kiedyś parą?
- Pytasz, bo…? – Przed oczami pojawiła mi się pewna scena z przeszłości, ale szybko ją odpędziłam.
- Bo… Bo widzę więcej, niż inni – wyszeptała.
Milczałam. Veni była bardzo spostrzegawcza. Mało kto potrafił dostrzec to, co wciąż się między nami działo. Pilnowałam, by ciężko było to dostrzec, a Ethan mi tego nie ułatwiał, zwłaszcza w tych okresach, gdy próbował namówić mnie, by było tak… Tak, jak wcześniej.
- Idź już spać, Veni – stwierdziłam w końcu. – Jutro ciężki dzień, musicie się wyspać.
- Ava! – zawołała za mną. – Ja nie zasnę, jeśli się nie dowiem!
- Kiedyś wam opowiem – obiecałam. – Ale na dziś już wystarczy sensacyjnych historii. Dobranoc, Veni.
- Dobranoc, Avo… - odpowiedziała markotnie, a ja wróciłam do apartamentu.
Pamiętnik leżał na wierzchu. To nie był ten, który potrzebowałam, ale wiedziałam, że ten odpowiedni znajdę w szufladzie. To był jedne z moich pierwszych pamiętników.
Usiadłam na łóżku i chwilę wertowałam zeszyt w poszukiwaniu odpowiedniego fragmentu. A kiedy znalazłam, zalała mnie fala wspomnień.