To… To naprawdę niesamowite! Wiedziałam, że Ava nie chce nam o wszystkim powiedzieć, ale nie spodziewałam się, aż takiej sensacji! Gdyby jeszcze się przyznała co łączyło ją z Ethanem… Kurczę, gadam jak Veni, chyba za dużo z nią przebywam.
Ale po kolei.
Przyszliśmy do pokoju Veni, która już postarała się o nastrój. Światło było zgaszone, ciemnozielone zasłony zasunięte (dacie wiarę, że nieświadomie urządziła apartament w kolorze zielonym?). Na meblach poustawiane były różnej wielkości świeczki, które rzucały na ściany tajemnicze cienie. Można by pomyśleć, że będziemy sobie opowiadać historie o duchach, ale atmosfera wcale nie była mroczna.
Kiedy przyszłam, na poduszkach ułożonych na podłodze w okrąg siedziała już Veni i Invis. Siadłam po turecku obok niebieskowłosej. Chwilę po mnie przyszedł Nyks. Mruknął, że Veni, jak zwykle przesadza z wystrojem i usiadł pomiędzy siostrą i Invis. Sol, gdy tylko przyszedł, korzystając z półmroku, cmoknął mnie szybko w policzek i usiadł obok. Iter przyszedł ostatni i niemal od razu się potknął i zrzucił z komody świeczkę. Wosk rozlał się na dywan, a on w te pędy zaczął błagać gospodynię o przebaczenie. Padł na kolana i zaczął jej bić pokłony. Wyglądało to tak komicznie, że wszyscy po chwili pokładali się ze śmiechu, nawet Nyks. Veni wczuła się w rolę i na niby zaczęła gonić go po całym apartamencie z szalikiem w ręce i wygrażając mu pięścią oraz wykrzykując obelgi. Długo nie mogliśmy się uspokoić, a ja przed tę chwilę czułam, jakbyśmy byli jedną rodziną, jakbyśmy byli jednością. Pierwszy raz poczułam coś takiego w stosunku do naszej drużyny. Nie wiem, czy tylko ja to zauważyłam.
Kiedy już udało się nam opanować niepowstrzymany chichot, a Iter i Veni wrócili na miejsca, Veni przebrała tajemniczą minę i zaczęła swoją opowieść. Postaram się ją przytoczyć jak najlepiej. Z góry ostrzegam, że Veni mocno koloryzuje, ale ma wspaniały dar narracji…
„Jak dobrze wiecie, jeszcze wcale nie tak dawno, potwory, z którymi mierzymy się w innych wymiarach (tu Sol złośliwie wtrącił, że to na razie tylko jeden wymiar. Veni skarciła go za przerywanie i wtrącanie się do wyrafinowanej narracji, a Iter potraktował wyciągnięta spod siebie poduszką) żyły sobie swobodnie w naszym świecie siejąc strach i zniszczenie. Zwykli ludzi żyli w ciągłej obawie, że następnego dnia nie zobaczą już swoich bliskich. Monstra krążyły tuż przy granicy wielkich miast, czaiły się na skraju lasu, lecz nie lękały się napadać na pomniejsze wioski. Natomiast nasi przodkowie, Uzdolnieni (tutaj zaś Nyks wtrącił, że Veni nie odrobiła lekcji o dziedziczności uzdolnień, a raczej jej braku i opowiada banialuki. Tamta syknęła, że Nyks ma się nie wtrącać, bo ona tu buduje napięcie i określenie „przodkowie” jest jedynie symboliczne) narażali życie w obronie tych niewinnych i bezbronnych nieomalże ludzi. Długo jednak nie mogli zaradzić problemowi. Urządzali polowania na mniej groźne potwory, zasadzki na te niebezpieczniejsze, ale to wszystko było na nic. Było ich zbyt dużo. W końcu, kilkadziesiąt lat temu pojawił się Uzdolniony o niebywałej zdolności – potrafił otwierać drzwi do sąsiednich wymiarów. Nikt nie znał jego imienia, więc, w uznaniu dla jego niebywałego daru, który dał ludziom nadzieję na uzyskanie upragnionego spokoju, nazywano go Mistrzem…”
Tu oczywiście zaraz wybuchło zamieszanie. Każde z nas chciało wiedzieć, czy chodzi o TEGO Mistrza. Powstał niebywały, aczkolwiek w miarę cichy harmider – o tej porze powinniśmy być już w łóżkach - swoich łóżkach - i gdyby Ava nakryłaby nas o takiej porze w pokoju Veni… W sumie, nie wiem co by się stało, ale chyba nie byłaby zadowolona.
Veni szybko nas uciszyła, zbyła nasze niecierpliwe pytania i podjęła opowieść.
„Mistrz był młody, ale szybko zaskarbił sobie szacunek i zaufanie innych Uzdolnionych. Nie pamiętano, by kiedykolwiek ktoś potrafił otwierać wrota do innych rzeczywistości (czy to przypadkiem przed chwilą nie były drzwi? - wtrącił się Iter, ale Invis uciszyła go szturchnięciem w żebra). Młody człowiek musiał jeszcze się wiele nauczyć, bo moc nadal nie była w pełni pod jego kontrolą, ale wielu dostrzegło w nim jedyną szansę na ocalenie świata przed zniszczeniem przez potwory. Wystarczyło przecież tylko odesłać je do innych wymiarów, gdzie nikomu by nie przeszkadzały… „Tylko”, ale zawsze był to jakiś pomysł.
Przez wiele lat ten plan rozwijano i udoskonalano, a Mistrz szlifował wciąż swoje umiejętności, by stanąć na wysokości zadania, gdy przyjdzie czas. Kiedy myślano, że już nadszedł ten moment, człowiek ten, który przestał już być dawno młodzieńcem, ku zdziwieniu wszystkich zażądał, by dano mu do pomocy szóstkę najlepszych Uzdolnionych. Od wielu lat tworzyły się grupy Uzdolnionych, którzy byli silniejsi od innych i to oni zazwyczaj zajmowali się ochroną miast i miasteczek przed najbardziej niebezpiecznymi stworami. Wielu z nich przy tym ginęło. Jednak znalezienie najlepszej szóstki na całym świecie? To było trudne zadanie, zwłaszcza że definicja „bycia najlepszym” mogła być różna. Tak różna, jak rożne są dary Uzdolnionych. A tych są setki. Bardziej, mniej przydatne. Bardziej, mniej złowrogie, Bardziej, mniej niebezpieczne. Bardziej, mniej tajemnicze… Wszelakie.
Mistrz jednak był nieubłagany w swej prośbie, a jako że stał się jedną z najważniejszych osobistości w środowisku Uzdolnionych, w końcu stawiono przed jego obliczem szóstkę wybrańców: trzech młodzieńców i trzy młode dziewczyny. Żadne nie miało więcej niż dwadzieścia lat, a każdy z nich posiadał niezwykły dar. Mistrz zaopiekował się nimi i przez parę lat pomnażał ich umiejętności, by przygotować ich na ostateczne starcie z potworami, które miało się zakończyć wypędzeniem ich z naszego świata”
- Czy ty nie miałaś nam przypadkiem opowiadać o Avanti? – zapytał Nyks, przerywając siostrze w pół słowa.
- A co, nie podoba ci się? – naskoczyła na niego Veni i nie czekając na odpowiedź odparła urażona. – Właśnie dochodziłam do sedna…
„Potwory zachowywały się coraz zuchwalej, ale młodzi bohaterowie wciąż byli zbyt mało doświadczeni, by podjąć z nimi walkę. Ostateczną walkę. Nie było już miejsca na pośrednie środki. Jednak pojawił się ktoś, kto stanął tuż obok Uzdolnionych i wraz z nimi, ramię w ramię bronił ludzi przed istotami kryjącymi się w mroku. Nikt nie widział kim jest, prócz tego, że była naprawdę potężna. Ludność nadała jej imię, które do tej pory wymawiane jest z szacunkiem, jest symbolem nadziei i odwagi. To imię brzmi Avanti”
W tym momencie Veni zrobiła efektowną pauzę, za którą mieliśmy ochotę ją zamordować. Teraz, kiedy doszła o tego, co interesowało nas najbardziej… Pod groźbą śmierci zgodziła się kontynuować opowieść bez niepotrzebnych przerywników.
„Była niepokonana, jak mówili niektórzy. Pojawiała się znienacka, nie wiadomo skąd. Żaden potwór nie mógł oprzeć się jej mocy, niektóre wręcz uciekały na jej widok. Potrafiła stać się niewidzialna, znikała w mgnieniu oka. Ludzie ją uwielbiali, choć nawet nie wiedzieli kim jest, ani jak ma na imię. Domyślali się, że jest wyjątkowo potężną Uzdolnioną. Broniła ludzi przez ten cały czas, gdy Mistrz trenował ze swoją drużyną. Kiedy byli już gotowi, wraz z nimi stanęła do ostatecznej walki. Wspólnie zapędzili potwory do sąsiednich wymiarów. Ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Plan niemalże legł w gruzach. Niewiele brakowało, a rozjuszone potwory stratowałyby całą drużynę. Avanti jednak powstrzymała zbliżającą się katastrofę i wygnała ostatnie potwory poza granice naszego świata. Jednak potem już nikt nigdy jej nie widział. Drużyna stanęła na straży granicy naszego świata, a legenda Avanti wciąż była żywa w sercach ludzi. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Może po prostu odeszła, wykonawszy swoje zadanie. Wielu jednak uważa, że zniknęła wraz z potworami w innym wymiarze, gdyż tylko w ten sposób mogła wypełnić misję do końca”
- I co? To już koniec? – zdziwił się Iter.
- Podobało się wam? Podobało się? – dopytywała się Veni, bardzo z siebie zadowolona.
Wszyscy potaknęli, ale byliśmy nieco zawiedzeni. Veni nie powiedziała nam dużo więcej, niż wiedzieliśmy. Ona chyba też to dostrzegła, bo zrobiła obrażoną minę i z pretensją w głosie opowiedziała, ile musiała się namęczyć, by zdobyć te wszystkie informacje.
Przez to wszystko zapomnieliśmy, że powinniśmy być cicho. Zajęci kłótnią, która się wywiązała, nawet nie zauważyliśmy, że w drzwiach pokoju stanęła Ava.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz