poniedziałek, 12 lutego 2018

Z pamiętnika Avy

Leżałam w łóżku i nie mogłam zasnąć. Było już bardzo późno, a w mojej głowie wciąż kłębiły się setki myśli. W zasadzie dotyczyły tego samego.
Nie wytrzymałam i w końcu sięgnęłam ku niemu myślami.
„Śpisz?” – Usłyszałam nagle w swojej głowie, jakby tylko na to czekał.
„Nie, nie potrafię zasnąć” – odpowiedziałam.
„Ja też nie” – odparł. – „Jakiś konkretny powód?”
„Za dużo myśli” – Na szczęście on nie mógł wiedzieć, o czym myślę. Wiedział tylko to, co chciałam, żeby wiedział. W drugą stronę… Im bardziej chciał to ukryć, ale tym bardziej ta myśl wybijała się na wierzch. Ciężko było to zignorować, mimo iż starałam się uszanować jego prywatność, co wcale nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. 
"A ja mam problem. Nie potrafię przestać myśleć o… O tobie” – Zauważyłam w jego umyśle mentalny odpowiednik rumieńca. – „A o czym ty myślisz?”
„O tym, że…” – zawahałam się. – „…że cierpię na tę samą dolegliwość” – przyznałam w końcu.
Przez dłuższą chwilę nic nie „mówił”, ale czułam jego galopadę myśli.
„Chciałbym ci coś pokazać. Spotkamy się przy klatce schodowej?”
Zawahałam się.
„Dobrze, ale muszę się ubrać. Jest zimno”
„Będę czekać”
Wycofałam się z jego umysłu, ubrałam się po ciemku w dres i ostrożnie wyszłam z pokoju. Było dużo po północy i w skrzydle mieszkalnym panowała idealna cisza. Ruszyłam na palcach w kierunku klatki schodowej. Ethan już tam na mnie czekał. Siedział na ostatnim stopniu i wydawał się zamyślony. Na dźwięk moich kroków, podniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Dokąd idziemy? – wyszeptałam, gdy wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Zaufaj mi. – Chwyciłam jego dłoń, a on poprowadził mnie schodami w górę. Nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi, ale zrobiłam to, o co mnie poprosił – zaufałam mu.
Popchnął ciężką żelazna klapę, jakby była z kartonu i wyszliśmy na dach. Spojrzałam w górę i stanęłam oniemiała.
- I jak ci się podoba?
- To… To jest piękne – wyjąkałam. – Skąd wiedziałeś?
- Księżyc świeci przez moje okno i nie daje zasnąć. W czasie ostatniej pełni wybrałem się na mały nocny spacer i odkryłem to wyjście na dach. Tylko że miesiąc temu na niebie było więcej chmur.
Niebo nad nami było bezchmurne, zasypane skrzącymi się gwiazdami, a tuż nad moją głową świecił księżyc w pełni.
Siadłam na ziemi, oparłam się na łokciach i zagapiłam w niebo. Ethan bez wahania położył się obok mnie z rękami założonymi za głową. Zaraz jednak, wyciągnął jedną rękę zza głowy i gestem zaproponował, bym również się położyła. Ostrożnie oparłam głowę na jego ramieniu.
- Moje okna wychodzą na zachód – zauważyłam. – Czasem mam naprawdę bajkowe zachody słońca na dobranoc. To jednak przebija wszystko. Nigdy jeszcze nie widziałam tylu gwiazd na raz. Wyglądają wspaniale…
- Odbite w twoich oczach wyglądają jeszcze piękniej – szepnął.
Odwróciłam twarz w jego kierunku i byłam zaskoczona, jak niewielka odległość nas dzieli. Zadrżałam, gdy zawiał zimniejszy wiatr, a on bez słowa przytulił mnie mocniej do siebie.
- Wiesz o czym teraz myślę? – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
- Szanuję twoją prywatność – odparłam.
Delikatnie dotknął czubkiem palca mojego policzka. W ten nic nieznaczący gest włożył tyle uczucia, że aż zakręciło mi się głowie.
- Więc zobacz.
Pokręciłam głową, ale po chwili ostrożnie sięgnęłam ku niemu myślami. Zaraz potem oszołomiła mnie masa obrazów, wśród których przeważały oczy o fioletowych tęczówkach. Moje oczy. 
Moje oczy z gwiazdami odbitymi w rozszerzonych źrenicach. 
Mój uśmiech.
Mój śmiech.
Mój głos.
- Co…? - Wycofałam się szybko, oszołomiona tym wszystkim.
- Ciii… - szepnął, kładąc mi palec na ustach. – Nic nie mów.
Spojrzałam mu w oczy, a jego spojrzenie jak zwykle mnie zahipnotyzowało. Tylko on miał taką moc. Nawet nie drgnęłam, gdy przysunął swoją twarz do mojej.
- Ava – szepnął, a w jego ustach moje imię brzmiało zupełnie inaczej. 
A potem ostrożnie mnie pocałował.
Miał rację. Gwiazdy wcale nie były najwspanialszą rzeczą na tym dachu.

piątek, 9 lutego 2018

[7]

Przez chwilę przyglądałam się ich kłótni. Byłam ciekawa, kiedy dostrzegą moją obecność, ale nie zanosiło się na to. O wiele bardziej zajmowało ich wyciąganie z Veni dodatkowych informacji o Avanti…
- Nie wiedziałam, że gadulstwo Veni ma także jakieś dobre strony – powiedziałam, nie podnosząc głosu, ale to wystarczyło, by cała gromadka zamilkła i zamarła w pół ruchu. – Gratuluję daru narracji, Veni. Tak się zasłuchałam, że zapomniałam, że powinnam odesłać was do łóżek.
- A… A… Ava – wyjąkał Iter. – Co ty tutaj robisz? – zapytał nieco bez sensu.
- Zasadniczo powinnam was wysłać do pokoi, a jutro zbudzić o świcie i zafundować morderczą rozgrzewkę, żeby odechciało wam się siedzenia po nocach. - Nie mówiłam poważnie, ale oni o tym nie wiedzieli. Nie zrobiłabym tego. Mogli iść spać o której chcieli, warunek był jeden: mieli wstać na śniadanie i być w stanie ćwiczyć. Nie było też ścisłych przepisów dotyczących przebywania w swoich pokojach, ale… ale wiadomo jak to z nastolatkami bywa. Sama kiedyś byłam nastolatką, a to wcale nie było tak dawno.
- Ava, my… To moja wina. – Veni spuściła głowę. – To ja ich zaprosiłam. Chciałam… Chciałam im opowiedzieć historię Avanti, bo… 
- Bo jest dla nas wzorem – dokończyła Luna cicho.
- I powinna – przyznałam. – Choć nie było do końca tak, jak to przedstawiłaś, Veni.
- Nie? – zdziwiła się.
- Znałaś Avanti? – zapytali w tym samym momencie Sol, Luna, Nyks i Iter. Invis patrzyła na mnie tylko szeroko otwartymi oczami.
- Nie, nie znałam. – Pokręciłam głową, odrywając się od framugi i zamykając za sobą drzwi. – Choć to nie do końca tak…
Patrzyli na mnie z zainteresowaniem. Nie mogłam ich teraz tak zostawić i odesłać do łóżek z mętlikiem w głowie. Ale obawiałam się, że moja opowieść namiesza jeszcze bardziej. Bo to nie była prosta historia. Miała wiele aspektów, a każdy odczytywał ją na swój sposób. Ciężko w tym wszystkim przedstawić postać Avanti w taki sposób, by była to historia zbliżona do prawdziwej. Nawet dla mnie to wszystko nie było jasne.
- To ja byłam Avanti – powiedziałam w końcu, a odpowiedziała mi jedynie śmiertelna cisza. – Choć to również nie do końca jest prawdą.
- Ty… ty jesteś Avanti? – wykrztusił Sol.
Pokręciłam głową.
- Nie jestem. Jeśli już to byłam – westchnęłam. To nie było takie proste. Tego nie dało się zawrzeć w jednym zdaniu. – Właściwie to… To Avanti nie istnieje. Nigdy nie istniała.
- Jak to… nie istnieje? – wyszeptała Invis. – O co więc tutaj chodzi?
Westchnęłam.
- Mogę? – zapytałam, wskazując miejsce między nimi. Rozsunęli się nieco by zrobić mi miejsce. Usiadłam pomiędzy Veni a Iterem.
- Cała ta historia jest prawdziwa. Do pewnego momentu – zaczęłam i przymknęłam oczy. – To, co Veni opowiedziała wam o Mistrzu i drużynie jest prawdą. Potwory również, choć w tym miejscu chyba trochę to podkoloryzowałaś. – Rzuciłam jej spojrzenie z ukosa, ale nie zareagowała. – Jednak, kiedy Mistrz zaczął nas szkolić, byliśmy w martwym punkcie. Z jednej strony musieliśmy trenować, a z drugiej ludzie nadal potrzebowali ochrony. Potwory rzeczywiście stawały się coraz zuchwalsze, nie bały się już atakować nawet w dużych miastach. Na przedmieściach, co prawda, ale zdarzyło się parę razy, że coś pojawiło się i w centrum. Wszyscy Uzdolnieni wspólnie próbowali coś na to poradzić, ale każde ręce do pomocy były ważne. Mistrz postanowił, że musimy rozdzielić swój czas na treningi i pomoc ludziom. To był bardzo wyczerpujący okres – westchnęłam. – Wstawaliśmy wcześnie rano, zaczynaliśmy ostry i wymagający trening, nagle rozbrzmiewał alarm, więc szybko przenosiliśmy się tam, gdzie byliśmy najbardziej potrzebni. Kiedy sytuacja była już opanowana, wracaliśmy, szybko coś zjadaliśmy i wracaliśmy do przerwanego treningu. Często budzono nas w nocy do nagłych wypadków. Zdarzało się, że spałam po trzy-cztery godziny na dobę, kilka dni z rzędu. Byłam wtedy w waszym wieku. Kiedy Mistrz się nami zajął miałam piętnaście lat. Gigi była ode mnie o rok młodsza, a Alter, który był najstarszy, miał wtedy siedemnaście lat. Byliśmy wykończeni, a nie było nikogo, kto mógłby nas odciążyć… Żadnej superbohaterki, która by nam pomogła.
Zastanowiłam się przez chwilę, po czym podjęłam opowieść z nieco innej strony.
- Tutaj, w Ośrodku nie usłyszycie zbyt wiele o Avanti. Wśród innych Uzdolnionych może nieco więcej. To zwykli ludzie stworzyli tę legendę. Bo ludzie potrzebują bohaterów. Potrzebują symboli, wzorców, kogoś, kto będzie dawał im nadzieję w ciężkich czasach. Dlatego powstała Avanti. Odważna, nieustraszona, o niebywałych mocach. A tak naprawdę… Tak naprawdę to byliśmy my. Gigi zaginała przestrzeń, więc mogliśmy się nagle znaleźć w odległym miejscu niemalże znikąd. Kazadi zmieniał się w muchę i wyglądało to tak, jakby nagle stawał się niewidzialny. Ja swoją mentalną mocą potrafiłam zmusić niektóre potwory do posłuszeństwa, Alter przenikał przez materię, więc też wydawało się, że nagle znika… Ludziom nie potrzeba było wiele. Złożyli to wszystko razem i tak powstała Avanti. Nikt nie wie, czemu tak ją nazwano. Po prostu tak się stało. Ludzie doceniali to, co robiliśmy, ale nie byliśmy zbyt „znani”, robiliśmy to, co do nas należało i wracaliśmy do Ośrodka na trening. Ludzie mieli duże pole do popisu w dopowiadaniu naszej-nienaszej historii. To wszystko. Cała opowieść.
Patrzyli na mnie w milczeniu. Dawno nie widziałam, by grupa nastolatków tak długo siedziała w bezruchu. Zwłaszcza, gdy w tej grupie była Veni. Wstałam z zamiarem wysłania ich od pokoi, gdy Nyks zadał pytanie.
- Czy Ava to zdrobnienie od Avanti?
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Czasem chodziłam do miasta. Większość z nas woli przebywać w Ośrodku, nie integruje się z innymi ludźmi. Ale ja lubiłam przechadzać się zatłoczonymi ulicami, przez chwilę czuć się normalnie, jak zwykły człowiek. Jednak zawsze znalazł się ktoś, kto mnie rozpoznawał, kto wiedział, kim jestem, że jestem członkiem drużyny. Możliwe, że dlatego coraz więcej osób utożsamiało mnie z Avanti, być może właśnie przez podobieństwo naszych imion. Powstało przekonanie, że to ja jestem Avanti. Mało kto znał mnie osobiście, więc postać bohaterki nadal pozostawała w sferze miejskich legend, ale mimo to... mimo to traktowano mnie jako symbol nadziei. Niesłusznie, całkowicie niesłusznie… Drużyna często się z tego powodu śmiała i zaczęli mnie nazywać tym imieniem, zwłaszcza Ethan. Nie lubiłam tego. Kiedy jednak uporaliśmy się z potworami, ludzie zapomnieli, została tylko legenda o Avanti. Teraz już nikt mnie z nią nie łączy. Tylko drużyna jeszcze o tym pamięta.
- Więc jesteś Avanti – stwierdziła Luna. – Ona była symbolem. Ty też byłaś symbolem dla tych ludzi. Symbolem drużyny. A Avanti to drużyna, sama mówiłaś.
W jej pokrętnej logice było nieco racji, ale to wszystko nie było takie proste.
- Możliwe, że według nich byłam Avanti. Ale ja wiem, jak było naprawdę. Ja nie zasłużyłam na to miano… Tylko razem tworzyliśmy drużynę, tylko działając razem podtrzymywaliśmy ten mit.
- Ava, a… A o co się wydarzyło? Wtedy, gdy coś poszło nie tak? – dopytywała się Luna.
- Na dziś już starczy – ucięłam nieco ostrzej, niż zamierzałam. I tak powiedziałam im już wystarczająco dużo. – Jest po północy, a my od rana zaczynamy trening. Nie życzę sobie żadnych spóźnień. Wracajcie do pokoi.
Powoli zaczęli się podnosić i po kolei, mówiąc „dobranoc”, wychodzili z pokoju. W końcu zostałam sama z Veni.
- Ty też już powinnaś iść spać. To była naprawdę ładna opowieść, Veni – pochwaliłam ją.
Pokręciła głową.
- Chciałam opowiedzieć im prawdziwą historię, ale nikt nie chciał mi wyjaśnić tego dokładnie. Tak wiele jeszcze chciałabym się dowiedzieć…
- Wszystko w swoim czasie, Veni. To skomplikowana historia – powiedziałam, kładąc dłoń na klamce. – Wszystko w swoim czasie..
- Ava?
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Tak?
- Nie chcę być wścibska…
- Już jesteś, kochana – wtrąciłam.
- Czy ty i Ethan… - zawahała się. – Czy byliście kiedyś parą?
- Pytasz, bo…? – Przed oczami pojawiła mi się pewna scena z przeszłości, ale szybko ją odpędziłam.
- Bo… Bo widzę więcej, niż inni – wyszeptała.
Milczałam. Veni była bardzo spostrzegawcza. Mało kto potrafił dostrzec to, co wciąż się między nami działo. Pilnowałam, by ciężko było to dostrzec, a Ethan mi tego nie ułatwiał, zwłaszcza w tych okresach, gdy próbował namówić mnie, by było tak… Tak, jak wcześniej.
- Idź już spać, Veni – stwierdziłam w końcu. – Jutro ciężki dzień, musicie się wyspać.
- Ava! – zawołała za mną. – Ja nie zasnę, jeśli się nie dowiem!
- Kiedyś wam opowiem – obiecałam. – Ale na dziś już wystarczy sensacyjnych historii. Dobranoc, Veni.
- Dobranoc, Avo… - odpowiedziała markotnie, a ja wróciłam do apartamentu. 
Pamiętnik leżał na wierzchu. To nie był ten, który potrzebowałam, ale wiedziałam, że ten odpowiedni znajdę w szufladzie. To był jedne z moich pierwszych pamiętników.
Usiadłam na łóżku i chwilę wertowałam zeszyt w poszukiwaniu odpowiedniego fragmentu. A kiedy znalazłam, zalała mnie fala wspomnień.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Z pamiętnika Luny

To… To naprawdę niesamowite! Wiedziałam, że Ava nie chce nam o wszystkim powiedzieć, ale nie spodziewałam się, aż takiej sensacji! Gdyby jeszcze się przyznała co łączyło ją z Ethanem… Kurczę, gadam jak Veni,  chyba za dużo z nią przebywam.
Ale po kolei.
Przyszliśmy do pokoju Veni, która już postarała się o nastrój. Światło było zgaszone, ciemnozielone zasłony zasunięte (dacie wiarę, że nieświadomie urządziła apartament w kolorze zielonym?). Na meblach poustawiane były różnej wielkości świeczki, które rzucały na ściany tajemnicze cienie. Można by pomyśleć, że będziemy sobie opowiadać historie o duchach, ale atmosfera wcale nie była mroczna.
Kiedy przyszłam, na poduszkach ułożonych na podłodze w okrąg siedziała już Veni i Invis. Siadłam po turecku obok niebieskowłosej. Chwilę po mnie przyszedł Nyks. Mruknął, że Veni, jak zwykle przesadza z wystrojem i usiadł pomiędzy siostrą i Invis. Sol, gdy tylko przyszedł, korzystając z półmroku, cmoknął mnie szybko w policzek i usiadł obok. Iter przyszedł ostatni i niemal od razu się potknął i zrzucił z komody świeczkę. Wosk rozlał się na dywan, a on w te pędy zaczął błagać gospodynię o przebaczenie. Padł na kolana i zaczął jej bić pokłony. Wyglądało to tak komicznie, że wszyscy po chwili pokładali się ze śmiechu, nawet Nyks. Veni wczuła się w rolę i na niby zaczęła gonić go po całym apartamencie z szalikiem w ręce i wygrażając mu pięścią oraz wykrzykując obelgi. Długo nie mogliśmy się uspokoić, a ja przed tę chwilę czułam, jakbyśmy byli jedną rodziną, jakbyśmy byli jednością. Pierwszy raz poczułam coś takiego w stosunku do naszej drużyny. Nie wiem, czy tylko ja to zauważyłam. 
Kiedy już udało się nam opanować niepowstrzymany chichot, a Iter i Veni wrócili na miejsca, Veni przebrała tajemniczą minę i zaczęła swoją opowieść. Postaram się ją przytoczyć jak najlepiej. Z góry ostrzegam, że Veni mocno koloryzuje, ale ma wspaniały dar narracji…
„Jak dobrze wiecie, jeszcze wcale nie tak dawno, potwory, z którymi mierzymy się w innych wymiarach (tu Sol złośliwie wtrącił, że to na razie tylko jeden wymiar. Veni skarciła go za przerywanie i wtrącanie się do wyrafinowanej narracji, a Iter potraktował wyciągnięta spod siebie poduszką) żyły sobie swobodnie w naszym świecie siejąc strach i zniszczenie. Zwykli ludzi żyli w ciągłej obawie, że następnego dnia nie zobaczą już swoich bliskich. Monstra krążyły tuż przy granicy wielkich miast, czaiły się na skraju lasu, lecz nie lękały się napadać na pomniejsze wioski. Natomiast nasi przodkowie, Uzdolnieni (tutaj zaś Nyks wtrącił, że Veni nie odrobiła lekcji o dziedziczności uzdolnień, a raczej jej braku i opowiada banialuki. Tamta syknęła, że Nyks ma się nie wtrącać, bo ona tu buduje napięcie i określenie „przodkowie” jest jedynie symboliczne) narażali życie w obronie tych niewinnych i bezbronnych nieomalże ludzi. Długo jednak nie mogli zaradzić problemowi. Urządzali polowania na mniej groźne potwory, zasadzki na te niebezpieczniejsze, ale to wszystko było na nic. Było ich zbyt dużo. W końcu, kilkadziesiąt lat temu pojawił się Uzdolniony o niebywałej zdolności – potrafił otwierać drzwi do sąsiednich wymiarów. Nikt nie znał jego imienia, więc, w uznaniu dla jego niebywałego daru, który dał ludziom nadzieję na uzyskanie upragnionego spokoju, nazywano go Mistrzem…”
Tu oczywiście zaraz wybuchło zamieszanie. Każde z nas chciało wiedzieć, czy chodzi o TEGO Mistrza. Powstał niebywały, aczkolwiek w miarę cichy harmider – o tej porze powinniśmy być już w łóżkach - swoich łóżkach - i gdyby Ava nakryłaby nas o takiej porze w pokoju Veni… W sumie, nie wiem co by się stało, ale chyba nie byłaby zadowolona.
Veni szybko nas uciszyła, zbyła nasze niecierpliwe pytania i podjęła opowieść.
„Mistrz był młody, ale szybko zaskarbił sobie szacunek i zaufanie innych Uzdolnionych. Nie pamiętano, by kiedykolwiek ktoś potrafił otwierać wrota do innych rzeczywistości (czy to przypadkiem przed chwilą nie były drzwi? - wtrącił się Iter, ale Invis uciszyła go szturchnięciem w żebra). Młody człowiek musiał jeszcze się wiele nauczyć, bo moc nadal nie była w pełni pod jego kontrolą, ale wielu dostrzegło w nim jedyną szansę na ocalenie świata przed zniszczeniem przez potwory. Wystarczyło przecież tylko odesłać je do innych wymiarów, gdzie nikomu by nie przeszkadzały… „Tylko”, ale zawsze był to jakiś pomysł. 
Przez wiele lat ten plan rozwijano i udoskonalano, a Mistrz szlifował wciąż swoje umiejętności, by stanąć na wysokości zadania, gdy przyjdzie czas. Kiedy myślano, że już nadszedł ten moment, człowiek ten, który przestał już być dawno młodzieńcem, ku zdziwieniu wszystkich zażądał, by dano mu do pomocy szóstkę najlepszych Uzdolnionych. Od wielu lat tworzyły się grupy Uzdolnionych, którzy byli silniejsi od innych i to oni zazwyczaj zajmowali się ochroną miast i miasteczek przed najbardziej niebezpiecznymi stworami. Wielu z nich przy tym ginęło. Jednak znalezienie najlepszej szóstki na całym świecie? To było trudne zadanie, zwłaszcza że definicja „bycia najlepszym” mogła być różna. Tak różna, jak rożne są dary Uzdolnionych. A tych są setki. Bardziej, mniej przydatne. Bardziej, mniej złowrogie, Bardziej, mniej niebezpieczne. Bardziej, mniej tajemnicze… Wszelakie.
Mistrz jednak był nieubłagany w swej prośbie, a jako że stał się jedną z najważniejszych osobistości w środowisku Uzdolnionych, w końcu stawiono przed jego obliczem szóstkę wybrańców: trzech młodzieńców i trzy młode dziewczyny. Żadne nie miało więcej niż dwadzieścia lat, a każdy z nich posiadał niezwykły dar. Mistrz zaopiekował się nimi i przez parę lat pomnażał ich umiejętności, by przygotować ich na ostateczne starcie z potworami, które miało się zakończyć wypędzeniem ich z naszego świata”
- Czy ty nie miałaś nam przypadkiem opowiadać o Avanti? – zapytał Nyks, przerywając siostrze w pół słowa.
- A co, nie podoba ci się? – naskoczyła na niego Veni i nie czekając na odpowiedź odparła urażona. – Właśnie dochodziłam do sedna…
„Potwory zachowywały się coraz zuchwalej, ale młodzi bohaterowie wciąż byli zbyt mało doświadczeni, by podjąć z nimi walkę. Ostateczną walkę. Nie było już miejsca na pośrednie środki. Jednak pojawił się ktoś, kto stanął tuż obok Uzdolnionych i wraz z nimi, ramię w ramię bronił ludzi przed istotami kryjącymi się w mroku. Nikt nie widział kim jest, prócz tego, że była naprawdę potężna. Ludność nadała jej imię, które do tej pory wymawiane jest z szacunkiem, jest symbolem nadziei i odwagi. To imię brzmi Avanti”
W tym momencie Veni zrobiła efektowną pauzę, za którą mieliśmy ochotę ją zamordować. Teraz, kiedy doszła o tego, co interesowało nas najbardziej… Pod groźbą śmierci zgodziła się kontynuować opowieść bez niepotrzebnych przerywników.
„Była niepokonana, jak mówili niektórzy. Pojawiała się znienacka, nie wiadomo skąd. Żaden potwór nie mógł oprzeć się jej mocy, niektóre wręcz uciekały na jej widok. Potrafiła stać się niewidzialna, znikała w mgnieniu oka. Ludzie ją uwielbiali, choć nawet nie wiedzieli kim jest, ani jak ma na imię. Domyślali się, że jest wyjątkowo potężną Uzdolnioną. Broniła ludzi przez ten cały czas, gdy Mistrz trenował ze swoją drużyną. Kiedy byli już gotowi, wraz z nimi stanęła do ostatecznej walki. Wspólnie zapędzili potwory do sąsiednich wymiarów. Ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Plan niemalże legł w gruzach. Niewiele brakowało, a rozjuszone potwory stratowałyby całą drużynę. Avanti jednak powstrzymała zbliżającą się katastrofę i wygnała ostatnie potwory poza granice naszego świata. Jednak potem już nikt nigdy jej nie widział. Drużyna stanęła na straży granicy naszego świata, a legenda Avanti wciąż była żywa w sercach ludzi. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Może po prostu odeszła, wykonawszy swoje zadanie. Wielu jednak uważa, że zniknęła wraz z potworami w innym wymiarze, gdyż tylko w ten sposób mogła wypełnić misję do końca”
- I co? To już koniec? – zdziwił się Iter.
- Podobało się wam? Podobało się? – dopytywała się Veni, bardzo z siebie zadowolona.
Wszyscy potaknęli, ale byliśmy nieco zawiedzeni. Veni nie powiedziała nam dużo więcej, niż wiedzieliśmy. Ona chyba też to dostrzegła, bo zrobiła obrażoną minę i z pretensją w głosie opowiedziała, ile musiała się namęczyć, by zdobyć te wszystkie informacje.
Przez to wszystko zapomnieliśmy, że powinniśmy być cicho. Zajęci kłótnią, która się wywiązała, nawet nie zauważyliśmy, że w drzwiach pokoju stanęła Ava.

piątek, 2 lutego 2018

Z pamiętnika Luny

Ava zapowiedziała, że po biegu mamy wracać do pokoi wziąć prysznic, uzupełnić pamiętniki, jeśli mamy jakieś ciekawe informacje, a potem poddać się słodkiemu lenistwu. Czemu? Bo bieg był wyczerpujący („jeszcze tego nie czujecie… Veni, uspokój się! …ale jak emocje opadną to będziecie wykończeni”), a jutro od rana mamy treningi. Ava powiedziała, że ma dla nas coś specjalnego, ale powie nam jutro. Nie mogę się doczekać, to na pewno coś ciekawego!
W każdym razie, jestem już umyta i muszę przyznać Avie rację – dopiero teraz czuję się zmęczona. Może nie skonana, ale wystarczająco zmęczona, by wylegiwać się w łóżku, bez potrzeby ruszania się dokądkolwiek i dobrze się z tym czuć. 
Plany na wieczór wciąż aktualne.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Z pamiętnika Veni

Oh, yeah! To było ZA-JE-BI-STE!
Szkoda, że taki rajd jest tylko raz do roku! Nie wiem czemu nazywają to treningiem wytrzymałościowym, bo ja jestem jak nowo narodzona. Ava twierdzi, że jak adrenalina opadnie, to nogi mi zmiękną i będę trup, ale co tam! Na razie mogłabym przebiec maraton!
Co było? Ciężko określić. Po pierwsze musieliśmy znaleźć drogę. Nie mieliśmy żadnej wskazówki, gdzie mamy szukać. Trochę pobłądziliśmy, za co mój braciszek zmył mi głowę. W końcu znalazłam coś… coś jakby nić. Nie w sensie materialnym, po prostu czułam, że tędy szło dużo osób i… i tak jakby poszłam za nimi. Jak pies tropiący. Tylko, że nie szłam za zapachem, a za…
Kiedy powiedziałam o tym Avie, po chwili namysłu stwierdziła, że musiałam wyczuć aurę poprzednich uczestników. Fajnie, przydatne, gdy trzeba będzie kogoś śledzić. Czemu nie umiałam tak wcześniej? Może to dlatego, że Nyks miał do mnie pretensje, a Ava twierdzi, że czasem można odkryć swoje zdolności pod wpływem silnych emocji. No, ja na Nyksa byłam nieźle wnerwiona w tamtym momencie.
W ogóle ja tego nie rozumiem. Mój brat jest spoko, naprawdę. Wygląda na mruka i ponuraka, ale to nieprawda. Znam go i wiem, że potrafi być supergościem. Czemu więc wobec drużyny (chyba mogę już nas tak nazywać, nie? Ava tak do nas mówi. Czasami, ale mówi) jest taki… nieufny? Powinniśmy sobie zaufać… Tak przynajmniej mówi Ava.
To niesamowite, jak szybko stała się moim autorytetem. Przeglądałam ostatnie wpisy z pamiętnika. Jesteśmy tu już od paru tygodni, a ja już niemal od początku naszprycowałam kartki tego zeszytu jej imieniem. Ava to, Ava tamto, Ava mówi… Można by pomyśleć, że się w niej zakochałam, hehe! Ale tak naprawdę to chyba rzeczywiście jest moim autorytetem. Cała "starsza" drużyna jest, ale ona szczególnie – w końcu jest naszą mentorką, a także… przyjaciółką. Tak przynajmniej mi się wydaje. Chciałabym, móc ją tak nazwać.
Dobra, o Avie wystarczy. To znaczy do niej jeszcze wrócę, ale za chwilę.
Sol usiłuje się kryć ze swoją miłością do Luny. To znaczy wszyscy wiedzą, oni też wiedzą, że wszyscy wiedzą, a i tak usiłują zachować pozory "zwykłej przyjaźni". Luna zwierzyła mi się, że to na jej prośbę. To znaczy nie powiedziała mi tego wprost... W zasadzie to mi się nie zwierzyła. To są tylko moje domysły. Ale dam sobie rękę uciąć, że mam rację!
Chodzi o to, że ona boi się zaangażować. Boi się, że ktoś będzie mieć coś przeciwko, że to niemile widziane wśród bohaterów. Może też boi się, że jeśli Solowi coś się stanie, to ona będzie mieć złamane serce. Muszę z nią o tym kiedyś pogadać, ale to kiedy indziej. Dzisiejszy wieczór należy do mnie! I do legendy o Avanti. Muszę wykorzystać to, że dziś już mamy totalny luz.

Z dzisiejszych obserwacji:
- Invis trzymała Itera za rękę po biegu. Mocno ściskała jego rękę. Puściła dopiero, kiedy Ava przeprowadziła z nią ściszoną rozmowę. Iter wydawał się tym zawstydzony, ale się mu nie dziwię – to chłopak, musi się z tym oswoić, logiczne!
- BARDZO DZIWNY FAKT: Nyks (tak, mój kochany, starszy o trzy minuty braciszek) podszedł do Avy oraz Invis i poczęstował ją naszą czekoladą, którą Ava kazała nam zabrać (szybkie uzupełnianie energii, czy coś w ten deseń). To… Było dziwne. Nawet Ava była zaskoczona! To znaczy nic nie powiedziała, ale zamilkła na króciutki moment, prawie niezauważalnie zmieniła ton i uniosła brwi do góry. Minimalnie, ale jednak! Czasem mam wrażenie, że tylko ja widzę takie szczegóły. Invis wzięła nieśmiało jedną kostkę i się lekko zarumieniała… Co ja mówię! Zrobiła się cała niebieska (ma błękitną – dosłownie! - krew, więc rumieni się na niebiesko, to chyba jasne?), jak niezapominajka! A mój gburowaty braciszek mruknął coś tylko, odwrócił się i odszedł. Czyżbym się pomyliła? Nie Iter, tylko… Nyks? No, no, no…!
- Niedoszłych par ciąg dalszy. TYLKO JA zauważyłam, że Ethan i Ava trzymali się ZA RĘCE, kiedy przybiegli. Niby nic, ale… Ale kiedy dotarli do flagi, Etahn ścisnął jej dłoń nieco mocniej i posłał jej taki ciepły uśmiech. To… To było w pewnym sensie wręcz intymne! A potem w dwójkę próbowali odwiązać zasupłaną opaskę. Nikt nie dostrzega tych drobnych gestów, ale ja tak! I dowiem się o co chodzi, o co chodziło i o co będzie z nimi chodzić!
Jakem Veni. Koniec, kropka.

[adnotacja: w następnym wpisie słowo ‘AVA’ jest tabu]





piątek, 26 stycznia 2018

Z pamiętnika (to nie ma sensu, ale ona się uparła...) Sola

Ava mnie do tego zmusiła. Zagroziła, że zrobi mi pranie mózgu i zmieni w śliniące się warzywko. Jakoś w to nie uwierzyłem, ale groźba, że będzie te informacje wyciągać wprost z mojej głowy… Zaraz, zaraz, czy ona zamierza to wszystko czytać?
Już. Dobiegliśmy. Nie było łatwo, ale nie było się czego oba-… To znaczy, nie nazwałbym tego czymś niebezpiecznym. 
Luna bardzo dobrze sobie radziła. Jej rana już się goi, ale wciąż doskwiera. Nie mówi o tym, ale ja widzę. Widzę, że oszczędza prawą rękę. 
Tuż za nami przybiegli Ninjanna i Kazadi, który dopiero tuż przed metą przemienił się z powrotem – wcześniej przybrał postać dużego geparda, a Ninjanna siedziała mu na grzbiecie, plecach… Grzbiecie, tak brzmi lepiej. 
Kto by pomyślał, że dbam o to, jak pisać… To niedorzeczne! Czasami mam wrażenie, że Ava robi nam wodę z mózgu. W pozytywnym sensie, ale pisanie pamiętnika? No, proszę…! 
Musieliśmy trochę poczekać na Veni i Nyksa, a kiedy przybiegli, Veni podskakiwała i wykrzykiwała coś w stylu: „JupihurraalebyłozajebiściejachcejeszczerazconieNyks?Nyks?Awamsiępodobało?Sol?Luna?” 
Jej braciszek, jak zawsze mrukliwy, ale zdobył się na coś w rodzaju krzywego uśmieszku i mruknął: „Było spoko”. 
Invis i Itera długo nie było. Tuż za nimi przybiegli Ethan i Ava. Nasza kochana mentorka od razu podeszła do Invis i długo z nią rozmawiała. Zdaje się, że coś się tam wydarzyło, ale Iter nie chce puścić pary z ust. Trudno, średnio mnie to interesuje. 
To głupie. Jeśli Ava to będzie czytać, to… TO MÓWIĘ Z CAŁĄ STANOWCZOŚCIĄ, ŻE TO NIE MA SENSU. PAMIĘTNIKI SĄ DLA BAB! 
Bez obrazy, Lu.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Z pamiętnika Avy

Ethan czasami nazywał mnie Avanti.
Kiedyś, mimo iż głośno się na to oburzałam, tak naprawdę mile łechtało to moją dumę. Symbol, nadzieja, bohaterka naszych czasów – byłam według niego do niej podobna.
Teraz wiem, że wcale tak nie było.
W żaden sposób nie zasłużyłam na miano Avanti. Nawet jeśli nasze imiona były tak podobne. Nawet jeśli byłam częścią jej legendy.
Nigdy nie byłam i nie będę Avanti.

piątek, 19 stycznia 2018

Z pamiętnika Avy

Nie wiem jak to opisać. To… To nie tak miało być.
Wiedziałam, że czasem wybór może być trudny, ale…
Ale aż tak?
Gdyby postawiono przed tobą wybór: życie jednego człowieka, czy powodzenie misji, która jest zwieńczeniem wielu lat pacy ogromnej ilości ludzi, która ma zapewnić tym ludziom upragnione bezpieczeństwo? Co byś wybrał?
Cel uświęca środki, mówisz? Więc dodam jeszcze jeden szczegół. Ta osoba jest ci bliska, Bardzo bliska.
To był jeden z najtrudniejszych wyborów w moim życiu, choć… Choć dotarło to do mnie po fakcie. Bo wtedy nie było czasu na zastanowienie. 
On wciąż jest nieprzytomny… Kiedy patrzę na tę bladą twarz, wiem, że wybrałam dobrze. Ale jednocześnie wiem, że to wszystko nie musiało skończyć się szczęśliwie. Gdyby nie Mistrz, gdyby nie on i reszta drużyny… Wszystko poszłoby na nic.
Ktoś kiedyś mi powiedział, że cokolwiek robimy, mamy robić to z sercem. 
Z sercem… Czy to znaczy, że CAŁE serce mamy oddać tej sprawie? Myślałam, że nie.
Ale najwidoczniej myliłam się.
I to był bardzo duży błąd.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

[6]

- …potem pobiegnie Sol z Luną, Ninjanna z Kazadim, Veni z Nyksem, a potem Iter i Invis, okej? – zapytałam, kiedy Mistrz mentalnie przesłał mi wskazówki.

Taka kolejność chyba im pasowała, bo wyrazili głośno swoją aprobatę. Tylko Invis nie odezwała się nawet słowem, jedynie poderwała gwałtownie głowę znad zeszytu. Zaproponowałam im by uzupełnili pamiętniki, korzystając z tej odrobimy czasu.
- Hej, wszystko ok? – Kucnęłam przy niej, ciągnąc za sobą przywiązanego do mnie Ethana, który nie był do końca z tego zadowolony, więc dla spokoju na chwilę odwiązałam opaskę.
Niepewnie skinęła głową.
Odgarnęłam jej z czoła kosmyk jasnoniebieskich włosów i zmusiłam, by spojrzała mi w oczy.
- To, że się boisz jest normalne, wierz mi – powiedziałam łagodnie. – Każdy się boi, zwłaszcza za pierwszym razem. Ja też się bałam, Ethan, podejrzewam, również. Sol, Nyks… - zniżyłam głos do szeptu. - Oni też się boją, ale są zbyt dumni, by to pokazać. Nawet Iter się boi, choć próbuje maskować to kiepskimi żartami…
- No, wiesz! – oburzył się, ale po jego oczach widziałam, że mam rację.
- Nie ma się czego bać – wtrącił się Ethan, kucając koło mnie. – To nie jest niebezpieczne, a w każdym razie nie niebezpieczniejsze niż wycieczki do sąsiedniego wymiaru z Avą.
- …tylko bez Avy – wtrącił Iter, a w oczach Invis znów pojawiło się przerażenie. 
Posłałam chłopakowi ciężkie spojrzenie. Jeszcze o tym porozmawiamy, dzieciaku, wysłałam mu mentalną wiadomość, ale chyba zbytnio się tym nie przejął. Gdzie mój autorytet, o którym wszyscy tyle mówili…?
- Invis – zaczęłam znów łagodnie – nie masz się czego bać. Bieg jest dużo prostszy od tego, co robimy w drugim wymiarze, tak? A tam przecież radzisz sobie wyśmienicie.
Zaszemrała coś cicho w odpowiedzi.
- Słucham…?
- Nie panuję nad swoją mocą… - wyszeptała.
Głośniki wywołały Lunę i Sola, więc wstałam na chwilę, by życzyć im powodzenia i przekazać ostatnie rady. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak Ethan cicho przemawia do dziewczyny, która powoli kiwa głową. Uśmiechnęłam się do niej, a Ethan wstał i odeszliśmy kilka kroków dalej.
- Jest bardzo nieśmiała – podsumował półgłosem.
Głośnik wywołał Ninjannę i Kazadiego. Invis ponownie zbladła, a Veni zaczęła obgryzać paznokieć kciuka.
- To jej największa słabość, ale i największa siła. Teraz będziemy trenować w Ośrodku przez co najmniej dwa tygodnie, a może nawet i dłużej. Muszę nauczyć Itera otwierać portal do następnego wymiaru, a potem iść tam na zwiady… - westchnęłam ciężko, pocierając czoło dlonią. – Ciężko jest uczyć go czegoś, o czym nie mam pojęcia.
- Doskonale sobie radzisz – odparł Ethan z pełnym przekonaniem, a w jego oczach dostrzegłam… sama nie wiem, w każdym razie musiałam odwrócić wzrok, bo przed oczami stanęła mi wizja wczorajszego wieczora. Odpędziłam ją od siebie. - Dasz sobie radę.
- Ja… - Głośnik wywołał Veni i Nyksa. Uśmiechnęłam się do nich pokrzepiająco i przypomniałam najistotniejsze rzeczy. Dziewczyna chyba po raz pierwszy w życiu milczała dłużej niż przez minutę, a Nyks był jeszcze bardziej ponury, o ile to w ogóle możliwe.
Odprowadziłam ich wzrokiem i dokończyłam:
- Ja nie mówię, że nie dam. Po prostu każde z nich jest inne, potężne i to… To duża odpowiedzialność.
- …a ty nadal twierdzisz, że zawiedziesz w najważniejszym momencie, tak? –Spojrzał mi w oczy, a ja jak zwykle nie mogłam uciec przed tym spojrzeniem. – Znam cię, Avo. Wiesz, że cię znam, Avanti – dodał tak cicho, by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał.
- Wtedy zawiodłam, czemu teraz miałoby być inaczej?
- Bo wtedy byłaś młoda, niedoświadczona. I musiałaś w jedną chwilę dokonać wyboru: życie jednostki, czy powodzenie misji. Gdybym był na twoim miejscu… Nie wiem, co bym wybrał.
Głośnik wywołał Invis i Itera, więc podeszliśmy do nich, by życzyć im powodzenia. O dziwo, niebieskowłosa wydawała się całkowicie opanowana. Trzymała co prawda Itera mocno za rękę, który zdawał się nieco zawstydzony z tego powodu, ale po za tym trzymała się dzielnie. Życzyłam im powodzenia i wskazałam kierunek.
Kiedy zniknęli między drzewami, ponownie owinęliśmy nadgarstki opaską, a Ethan łagodnie splótł palce naszych dłoni i uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Jedno się nie zmieniło, nadal jesteśmy niepokonani w tej dziedzinie.
- Jeszcze zobaczymy – mruknęłam, lecz nie cofnęłam dłoni. Sama nie wiem dlaczego.
Wiem. Wiem dlaczego.
Nie przyznałabym się do tego nigdy w życiu, ale wiem co bym wybrała, gdybym znów stanęła przed takim wyborem, jak wtedy. Choć uważam to za swoją osobistą porażkę, która mogła zaprzepaścić wieloletnią pracę wielu Uzdolnionych, to i tak wybrałabym życie tego jednego człowieka. 
Może dlatego, że tym człowiekiem był Ethan.

sobota, 13 stycznia 2018

Z pamiętnika Invis

Trochę się boję. Nawet bardzo się boję. Kompletnie nie panuję nad swoją mocą. Przed chwilą Ava spojrzała na mnie zatroskana i powiedziała, że strasznie zbladłam. Tak zbladłam, że aż zaczęłam znikać…
Dobrze, że mam Itera. Jest dla mnie jak starszy brat. Cieszę się, że jesteśmy razem. Bałam się, że nie będzie chciał biec z taką niezdarą… Bo jak ja mogę mu pomóc? Mimo wszystko jego obecność trochę mi pomaga, czuję się pewniejsza siebie… chyba.
Nie mogę się doczekać wieczora. Veni przez cały tydzień szukała informacji, aż w końcu dziś jest w stanie przedstawić nam legendę Avanti. Każde z nas słyszało tylko niewyraźne fragmenty, strzępki tej historii. Veni pozbierała to wszystko, dodała do tego to, czego dowiedziała się od Gigi i Ninjanny i… I nie mogę się doczekać efektu.
Zastanawiam się czy tylko ja tak się denerwuję tym biegiem. Nie wiem kompletnie czego się spodziewać… A jeśli…?
O rany! Wołają Altera i Gigi… Czyli zaraz się zacznie!

Z NIEPAMIĘTNIKA Nyksa

Będziemy biegać dookoła Ośrodka w poszukiwaniu czerwonej flagi. Na dodatek będę przywiązany do ukochanej siostrzyczki. Wspaniale. Nie wiadomo, co nas spotka po drodze. Wszyscy zdecydowaliśmy, że lepiej będzie, jeśli dziewczyny przywiążemy do siebie z lewej strony. Siłą i tak się nie popiszą.
Ava nadal ponura, jak bezgwiezdna noc. A Ethan jest spoko. Nie wiedziałem, że jest mańkutem. W sumie, to ta informacje nie jest mi do niczego potrzebna… Ale Ava pewnie sądzi inaczej. 
A ona zazwyczaj ma rację.
Veni zapowiedziała nam już, że opowie nam wieczorem legendę o Avanti, a przynajmniej tę wersję, którą wydobyła z Gigi i Ninjanny. Dziewczyny spiskują, kręcą, dochodzą prawdy. Nie łatwiej zapytać o to wszystko Avę? Wygląda na taką, która nie owija w bawełnę i zawsze wali prosto z mostu.
Nienawidzę pisać.





[5]

Pary. Trening wytrzymałościowy zawsze odbywa się w parach. Uzdolnieni co roku dobierają się na nowo, choć niektórzy wybierają stare, sprawdzone osoby. My jednak od lat ćwiczymy w takich samych parach. Alter z Gigi. Ninjanna z Kazadim. A ja…
A ja z Ethanem.
To sprawdzone pary. Nie umiałabym współpracować podczas treningu z Ninjanną, lub Gigi. Nie dlatego, że ich nie lubię, czy coś. Jesteśmy drużyną, zawsze działamy razem, każdy z każdym, niezależnie od okoliczności. Ale z Ethanem łączy mnie wyjątkowa więź, znamy swoje ruchy na pamięć. Wiem, co już zauważył, a przed czym jeszcze muszę go ostrzec. On wie, kiedy się schylę, a kiedy będzie musiał mnie zawołać. Układ idealny.
Po za tym, pary powinny być mieszane. Nie jest to obowiązkiem, ale stwarza więcej możliwości i daje większe szanse. Tak już jest i nie ma sensu tego zmieniać, bo to się sprawdza.
- Gdzie jest Sol? – warknęłam, zerkając niecierpliwie na zegarek.
- Powinien już być – mruknęła Luna. – Kiedy wychodziłam z pokoju i do niego zapukałam, właśnie zakładał buty…
- Więc już dawno powinien tu być – skomentowałam. – Czy mam wam tłumaczyć, że punktualność też jest częścią treningu…?
- Nie, bo sam fakt, że się strasznie wściekasz za każdym razem, gdy choć odrobinę się spóźnię, sugeruje, że to dość istotne… - Sol pojawił się obok nas, zapinając guziki w swojej sportowej kurtce. Uśmiech nie zszedł mu z twarzy, kiedy stanął przede mną bez cienia skruchy na twarzy.
Westchnęłam.
- Punktualność uczy was, że możecie sobie ufać. Że kiedy się na coś umawiacie, możecie być pewni, że wszyscy wypełnią swoje zadania. Wiecie, że każdy jest tam, gdzie powinien być. Bardzo przydatne w walce, wierzcie mi.
- Rany – jęknął Sol, w odpowiedzi na moją przemowę. – Nigdy w życiu się nie spóźniłaś…?
- Pięć razy pod rząd? – zapytałam kpiąco, unosząc w górę prawą brew. 
- Ty potrafisz żartować…! – Iter udawał niemal całkowite zdziwienie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Fakt, czasem mi się zdarza. Ale dość tych żartów, bo się spóźnimy. Chodźcie!
Wyprowadziłam ich z budynku na pola otaczające Ośrodek. Cały ten teren należał do nas. Byliśmy już w połowie drogi, kiedy usłyszałam znajomy głos wykrzykujący moje imię.
- Ava, Ava, czekaj…!
Gigi zasapana dołączyła do naszej gromadki i oparła się o mnie.
- Hejka, dzieciaki! – Uśmiechnęła się do nich. – Jak tam?
Odpowiedzieli jej z entuzjazmem, a Ruda w tym czasie złapała oddech.
- Nie powinnaś być już na miejscu? – zdziwiłam się.
- Zaspałam – przyznała się, kiedy podjęliśmy marsz. Nadałam ostre tempo. Mieliśmy jeszcze szansę być na czas. Nagle z brzucha mojej przyjaciółki dobiegło głośne burczenie.
- Nie zdążyłam na śniadanie. – Uśmiechnęła się przepraszająco.
Westchnęłam cicho i sięgnęłam do kieszeni kurtki.
- Powinno pomóc – powiedziałam, podając jej batonik energetyczny. Połknęła go w kilku kęsach, po czym zamarła nagle, z wypchanymi policzkami.
- To nie był przypadkiem twój prowiant? – zapytała z pełnymi ustami.
W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami. Owszem, był, ale i tak nie miałam zamiaru go jeść.
- Gigi, a czy nie możesz się przenieść od razu na miejsce? – zdziwił się Iter. – No, wiesz… twoje zdolności…
- Ja się nie teleportuję, złotko. – Uśmiechnęła się. – Zaginam przestrzeń, a ta rządzi się konkretnymi prawami. To niestety tak nie działa.
- Szkoda. – Skrzywił się. – Ava, a czemu ja nie mogę nas przenieść od razu na miejsce? Było by szybciej…
- Szkoda twojej energii – odparłam. – Zresztą ruch to zdrowie, a waszej kondycji mały spacerek z rana nie zaszkodzi. Dodatkowa rozgrzewka przed treningiem też nie…
Przez całą pozostałą drogę dzieciaki rozmawiały między sobą. Sol obejmował Lunę w talii, myśląc, że nikt nie widzi, co Veni kwitowała pełnymi dumy spojrzeniami. Invis jak zwykle szła w ciszy, czasem reagując na zaczepki Itera, który na silę próbował rozbawiać towarzystwo. Nyks nie zauważał, że niebieskowłosa rzuca mu spłoszone spojrzenia, zajęty patrzeniem pod swoje stopy. Był totalnym przeciwieństwem swojej siostry, która gadała przez całą drogę jak najęta, znajdując przy tym w Iterze znakomitego kompana i rozmówcę.
Gigi również cały czas mnie zagadywała, nie zwracając uwagi na to, że obserwuję moich podopiecznych. Opowiadała mi ściszonym głosem o tym, co dzieje się na granicy światów, co drużyna robi, by zachować względny spokój. O pogłoskach krążących wśród ludzi i o nowym uzdolnionym dziecku, które zostało podrzucone do sąsiedniego Ośrodka.
Słuchałam jej jednym uchem, przysłuchując się rozmowom dzieciaków. Byłam wdzięczna sama sobie za dar podzielnej uwagi. Mimo to byłam tak skupiona na rozdzielaniu informacji, że niemalże podskoczyłam, kiedy ktoś mnie zawołał.
- Ava, w końcu! – Ethan śpieszył ku mnie przez tłum. – Jesteś gotowa?
W ręku trzymał naszą opaskę. Gigi już rozpłynęła się w tłumie w poszukiwaniu Altera, nawet nie zdążyła przywitać się ze starszym bratem.
- Tak, prawie… - mruknęłam.
- Ava, a… o co tak właściwie tutaj chodzi? – zapytała Luna, odsuwając się od Sola.
- Biegniecie parami. Macie dotrzeć do czerwonej flagi najszybciej, jak tylko się da. To wszystko.
- Taki tor przeszkód? – zapytał Iter.
- Coś w tym guście – przyznałam, darując sobie sprostowanie. I tak zaraz zobaczą, a my powoli musieliśmy już iść. Najpierw jednak musiałam dopilnować kilku rzeczy. - Dobierzcie się w pary.
Z tym akurat nie było problemu. Sol jedynie mocniej przygarnął do siebie Lunę, Veni bez słowa przysunęła się do brata, który nawet nie drgnął, a Iter spojrzał pytająco na Invis. Uspokajająco chwycił ją za rękę, na co dziewczyna speszona spłonęła rumieńcem.
- Dobra, sądzę, że te pary będą w porządku – mruknęłam, choć od dawna wiedziałam, że właśnie w ten sposób się dobiorą. – Teraz rozdam wam opaski…
- Jakie opaski? – wyrwało się Solowi.
Ethan pomachał mu naszą przed nosem.
- Jak razem, to razem, kolego.
- Pomyślcie dobrze, zanim się zwiążecie. Jedno z was będzie miało do dyspozycji słabszą, lewą rękę… Wszyscy są praworęczni, prawda? – upewniłam się.
Odpowiedział mi zbiorowy potakujący pomruk.
- Tak na marginesie, musicie wzmocnić lewe ręce, to bardzo ważne… W każdym razie, wytłumaczę to na przykładzie Sola i Luny. – Podeszłam do nich i ustawiłam Sola po lewej stronie dziewczyny. – W tym momencie Sol, który z założenia, jako chłopak, jest silniejszy ma do dyspozycji tylko lewą rękę, a Luna mocniejszą, prawą. Szansę obu partnerów są wyrównane. Z kolei jeśli zamienią się miejscami. – Wskazałam ręką, a chłopak przeszedł na drugą stronę. – Luna jako słabsza nie ma nawet przewagi w postaci prawej ręki, ale za to mocniejszy Sol jest dodatkowo silniejszy ze względu na rękę, którą lepiej walczy. Załapaliście?
Odpowiedziało mi kolejne mruknięcie, jedynie Nyks zgłosił swoje wątpliwości.
- Czy oni przypadkiem nie walczą razem?
- Tak, ale układ sił też jest ważny. Zastanówcie się nad tym, bo to może zadecydować o waszej wygranej.
- Nie martwcie się, dzieciaki – dodał Ethan – tu nie chodzi o wynik. Chodzi o dobrą zabawę i sprawdzenie własnych umiejętności. Nie przejmujcie się, jeśli coś pójdzie nie tak. Ava…? – Wyciągnął w moją stronę rękę z opaską.
Podałam mu lewą dłoń, a on sprawnie połączył nas mocnym węzłem, który Gigi prześmiewczo nazywała małżeńskim. Jakoś nigdy mnie to nie bawiło…
- Wiesz co? – mruknął. – Powinni z gruntu odjąć nam kilka punktów. Wtedy było by przynajmniej sprawiedliwie…
Dzieciaki spojrzały na nas zdziwione, więc szybko wytłumaczyłam.
- Ethan jest leworęczny.
- Ej, to niesprawiedliwe! – oburzył się Iter.
- Ano… - mruknęłam. – Dobra. Drużyny biegną na końcu. Zazwyczaj najpierw ktoś z was, potem ktoś ze starszej drużyny, ale wszystko zależy od Mistrza. Ja z Ethanem zawsze biegniemy jako ostatni, więc nie macie się o co martwić. Gdyby coś było nie tak, zagwizdajcie, a ktoś przyjdzie wam pomóc… Wszystko jasne?
Skinęli głowami.
- No, to czekamy aż nas zawołają…

Z pamiętnika Nyksa

To nie jest pamiętnik.
A ja nie lubię pisać.
Dzisiejsze potwory były łatwe. A tamten wymiar już mi się znudził.
Ava powinna pomyśleć nad jakimś innym wymiarem… A tak, Iter. Tu mamy problem.
Cóż, jutro trening. Nie mogę się doczekać.
Ava mówiła, że starczy już błota na jakiś czas. Czyli trening w Ośrodku. Super.

Z pamiętnika Luny

Rana zadana mi przez wilkoniedźwiedziowężokozę boli jak diabli. Nie wiem, co to było. Ava twierdzi, że poznaliśmy tylko jeden procent potworów, z czego połowa nawet nie ma nazw. Sol mówi, że poznaliśmy pewnie więcej gatunków, tylko odkrywcy nie zdążyli o nich poinformować reszty świata, bo zostali zjedzeni/rozszarpani/spopieleni żywcem lub w jeszcze inny sposób pozbawieni życia.
Nazwy tego, co mnie zaatakowało Ava nie znała. Za to wcześniej walczyliśmy z bothunem (coś, co wygląda jak wąż z rozdwojonym ogonem i głową myszy. No i jest wielkości anakondy), dwoma madagatami (sześcionoga i o wiele brzydsza wersja wściekłej mamy misia grizzly), a także stadem małych lekrnostów, które byłyby całkiem sympatyczne, gdyby nie wplątywały się we włosy, nie żądliły i nie były jadowite. Trzy ugryzienia i jesteś sztywny trup. Jedno na szczęście powoduje tylko lekkie odrętwienie… Jeśli to istotne, to wyglądają jak ważki z wielobarwnymi skrzydłami i żuwaczkami modliszki.
Sol tak bardzo się o mnie martwił… Ava kazała mu zostać i posprzątać bałagan po wilkoniedźwiedzio… - sami wiecie zresztą… Nie był zadowolony, wolał być przy mnie. Ciekawa jestem kiedy się odważy… Nie, żeby mu brakowało odwagi, ale w TYCH sprawach jest bardziej nieśmiały od Invis, a to duża sztuka…
W każdym razie, gdy wrócił, siedział przy mnie dopóki nie odzyskałam sił. To było takie miłe… Denerwują mnie znaczące spojrzenia Veni, ale ona myśli, że wszystko wie najlepiej. Już mi zapowiedziała, że Iter i Invis będą razem. Jaaasne. Widać jak na dłoni, że Invis lgnie do Itera, ale z zupełnie innych powodów. Jest dla niej jak starszy brat. Za to Iter nie może oderwać wzroku od Veni. Tego akurat ona sama nie widzi… Ech, to wszystko jest takie skomplikowane…
Muszę jednak przyznać, że co do Avy chyba ma rację. Ją i Ethana musiało coś kiedyś łączyć. Nie wypada mi pytać, ale… Ale Veni pewnie wkrótce zrobi to za mnie. Ona nie ma ŻADNYCH oporów, jeśli chodzi o dociekanie prawdy. Zwłaszcza, gdy węszy jakiś romans…
Ogólnie to twierdzi, że kiedyś byli parą. Jeszcze zanim potwory wygnano do innych wymiarów i musieli z nimi walczyć. Jestem ciekawa, czy Ava znała Avanti…? Muszę ją o to kiedyś zapytać. A jeśli nie ona, to może Gigi albo Kazadi? Albo Mistrz? Mistrz chyba musiał ją znać…
A Ava i Ethan… cóż. Według Veni po przepędzeniu potworów coś się między nimi popsuło. Nie rozumiem tego. Są bardzo dobrymi przyjaciółmi. Gdyby się pokłócili, czy nadal mieli by tak dobre relacje? Ale coś w tym jest, bo Ethan patrzy na Avę tak… Tak inaczej. Trochę tak, jak Sol na mnie. Jak dobrze, że w pamiętniku nie widać, jak się rumienię, choć pewnie można to wyczytać pomiędzy wierszami…
Nie rozumiem tylko jeszcze jednej rzeczy. Po co walczymy z potworami w innych wymiarach, skoro nasz wymiar jest od nich wolny od dobrych kilku lat. Byłam bardzo mała, gdy je wypędzono, więc nie pamiętam świata z potworami… Istnieje przecież niebezpieczeństwo, że jakiś wilkotygrysocoś wyskoczy przez portal za nami do naszego świata. Czemu nie zostawimy ich w innych wymiarach samych sobie? Tak, wiem. Czuję się niemalże, jakby Ava czytała mi przez ramię i już czuję ten karcący wzrok. „Innym wymiarom też należy nieco ulżyć. Po za tym to część treningu…” Dobrze, Avo. Masz rację, przepraszam.
Jutro wszyscy mają trening wytrzymałościowy. Jesteśmy najmłodszymi Uzdolnionymi w tym Ośrodku. Będziemy trenować razem ze „starą” drużyną, czyli przyjaciółmi Avy. Tylko Mistrz nie będzie trenował – on jedynie będzie sprawował nadzór.
Starczy. Muszę się wyspać przed tym treningiem. Dobranoc!

[4]

Spóźniłam się. Parę minut, ale się spóźniłam. Nie czułam się jednak skruszona. Mój żołądek domagał się jedzenia. Babranie się błotem w sąsiednim wymiarze sprawiło, że straciłam poczucie czasu i nie zdążyliśmy na kolację, więc musiałam sobie coś szybko sama zorganizować. Muszę poćwiczyć z Iterem otwieranie innych wymiarów. Tego mam już dość… Jeden z następnych już udaje mu się nieco uchylić. Z tego co widziałam, tamten świat wygląda mniej… błotniście. I są tam trochę bardziej wymagające potwory, z tego co wiem. Poprzeczkę trzeba stawiać wysoko.
- O, Ava, czekaliśmy na ciebie…
- Mistrzu. – Skinęłam głową.
Zebranie było skromne. Siedem osób: Mistrz, Ethan, Alter, Kazadi, Ninjanna, Gigi i ja. Gdy weszłam, szybko zamilkli. Nie czułam się jednak obgadywana. Nie zaczęli by beze mnie.
- Dużo nas – sarknęłam, kiedy zorientowałam się, że nikt już nie przyjdzie.
- Cała drużyna – zgodził się ze mną Mistrz.
- Cała była drużyna, Mistrzu – poprawiłam go. – Nowa właśnie bierze prysznic. 
- Wrócili? – zapytał Ethan.
Przymknęłam na ułamek sekundy oczy.
- Tak, są w swoich pokojach – odparłam, gdy wyczułam obecność Sola i Invis w skrzydle mieszkalnym. – Coś mnie ominęło?
- Kilka anegdotek z dzisiejszego dnia. – Uśmiechnęła się Gigi, błyskając śnieżnobiałymi zębami. Zdjęła ręce z tali osy spiętej ozdobnym paskiem, by mnie objąć na powitanie. – Kazadi na śmierć wystraszył Ninjannę.
- Nie cierpię pająków! – Moja ciemnoskóra przyjaciółka zerwała się z miejsca i wycelowała palec w Kazadiego. – A ty dobrze o tym wiesz!
Jak dzieci, westchnęłam w myśli.
- Avo, musimy porozmawiać. – Zwrócił się do mnie poważnie Mistrz, przerywając dziecinne przegadywanki w drużynie. – Ethan doniósł mi, że twoja rola nie do końca ci odpowiada… 
Zerknęłam szybko na bruneta, który jednak odwrócił wzrok. Postanowiłam zostawić rozmowę o nadinterpretacji na później i z westchnieniem zwróciłam się do wszystkich z wyjaśnieniami.
- To nie tak. Ja rozumiem, jak ważne jest to zadanie i doceniam to, że mi je powierzono. Wyszkolenie ich jest teraz naprawdę ważne, zwłaszcza, że nigdy chyba jeszcze nie było Uzdolnionych o tak mocnych mocach…
- Więc w czym problem? – zapytała Ninjanna. – Przecież wszyscy widzą, że jesteś strasznie skwaszona.
- Po prostu się o was martwię – wyznałam, zerkając szybko na Ethana, który jednak nadal unikał mojego wzroku. – Teraz kiedy drużyna jest niekompletna…
- Znowu chcesz brać na barki całą odpowiedzialność, kochana – podsumowała Gigi. – Myślisz, że bez ciebie sobie nie poradzimy…
- To nie tak… - protestowałam słabo, bo w pewnym sensie miała rację. Nigdy nie twierdziłam, że beze mnie sobie nie radzą, ale drużyna powinna się trzymać razem. 
Tego właśnie uczyłam dzieciaków. Właśnie po to tarzaliśmy się w błocie. Nie dlatego, że pomoże to Iterowi dostać się do kolejnego wymiaru. Nie dlatego, żeby Luna, Sol, Veni albo Nyks rozwinęli swoje umiejętności. Nie po to, by Invis nabrała pewności siebie i znikała tylko wtedy, gdy tego chce… Nie było powodu dla którego to robiliśmy, pomijając ćwiczenie refleksu, siły i zwinności. Chodziło tylko o to, by robić to RAZEM. By nauczyli się, że każde z nich jest odpowiedzialne za pozostałych. By wiedzieli, że jeśli chcą czegoś dokonać potrzebują pozostałej piątki. By znali swoje słabości i zalety, by potrafili je odpowiednio wykorzystywać. By sobie zaufali. Totalnie zaufali.
Tak jak ja ufałam mojej drużynie.
- Ty jesteś dla nich tym, kim ja byłem dla was – podpowiedział Mistrz, jakby odczytując moje myśli. Wyjątkowo miałam je pewnie wypisane na twarzy. – Też się przed tym buntowałem, też chciałem zbawiać świat. Ale wytrenowanie was na takich bohaterów, jakimi się staliście, było najlepszym sposobem w jaki mogłem to zrobić.
Skinęłam głową.
- Któreś z was musiało to zrobić. I pomyślałem, że ty, Avo, będziesz do tego najlepsza. – Uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Nie dlatego, że już się nam do niczego nie przydasz, nie dlatego, że cię już nie potrzebujemy. Drużynie doskwiera brak twojej osoby podczas misji, na które wyrusza, kiedy ty trenujesz z młodym pokoleniem. Wciąż jesteś nam potrzebna i czasem będziemy cię musieli oderwać od twoich młodych podopiecznych, bo bez ciebie nie damy rady, ale tylko ty możesz im dać to, czego potrzebują. Wiedzę i doświadczenie może dać im każdy. Ale tylko ty możesz dać im wzór i nadzieję. Tylko ty możesz im dać siłę.
- Zarówno Ethan, jak i ty, Mistrzu, moglibyście być dla nich wzorem – sprzeciwiłam się. – Każde z nas by mogło. Nie wyróżniam się niczym.
- Wyróżniasz, kochanie. – Gigi złapała mnie za ramiona. – Wiesz o tym doskonale. O odważnej, walecznej i bohaterskiej Avanti jest więcej opowieści niż o nas wszystkich. To ty tu jesteś bohaterką, moja droga…
- Nie jestem, wiecie o tym. – Pokręciłam głową. 
- Ale świat o tym nie wie – zauważył Alter.
- Ja wiem, jak było naprawdę – warknęłam. – Wy zresztą też. I tej wersji zamierzam się trzymać. Również tę wersję mam zamiar przedstawić dzieciakom.
- Nieważne jest to, co ty, czy też my wiemy – odezwał się Ethan, tym razem patrząc mi prosto w oczy. Intensywna zieleń jego oczu, jak zwykle przykuła mnie do miejsca. To były jedyne oczy, które miały nade mną władzę. – Ważne jest to, jak to, co wie świat, działa na te dzieciaki. Legenda Avanti utrzymuje je w przekonaniu, że będą w stanie pokonać mroki i cienie, które czają się za granicą naszego świata.
- One nawet nie wiedzą, jak cienka jest ta granica. – Pokręciłam głową. – Jak wiele wysiłku kosztuje nas utrzymanie spokoju, który „waleczna Avanti” wywalczyła.
Zanim ktokolwiek znów zaczął mnie znów przekonywać, podniosłam o góry obie ręce.
- Ja to wszystko rozumiem, naprawdę. I nie przyszłam tu żeby marudzić, prosić cię, Mistrzu, o zamianę decyzji. Lubię pracować z tymi dzieciakami i wiem jakie to ważne. Boli mnie jedynie to, że choć jestem ich mentorką i powinnam być z nimi, to jednocześnie wciąż jestem częścią TEJ drużyny i powinnam być również z wami…
- Znam tylko jedną osobę, która potrafi zaginać przestrzeń i być w dwóch miejscach jednocześnie. – Uśmiechnął się Alter, patrząc czule na Gigi. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy Veni dostrzeże łączące tych dwoje uczucie i zacznie przy nim nieświadomie kombinować. Miałam do pilnowania szóstkę takich urwisów, którzy nie zdawali sobie sprawy z pełni swojej mocy i nieświadomie mogli narobić niemałych kłopotów… A ja się dziwię, że jestem taka wykończona…
- Cieszę się, że to tylko o to chodzi. – Mistrz uśmiechnął się do mnie ciepło. – Skoro to już wyjaśniliśmy, to chyba możecie wracać do obowiązków. Pamiętajcie o jutrzejszym treningu wytrzymałościowym.
Wszyscy wstali i powoli zaczęli wychodzić. Najpierw poczekaliśmy na Mistrza, który pierwszy opuścił salę, a potem po kolei zaczęliśmy się rozchodzić. Gigi przed odejściem porwała mnie w objęcia, jak zwykle, Alter tylko nieśmiało pomachał ręką, wciąż zawstydzony incydentem z ręcznikiem. Teraz zauważyłam, że unika wzroku Ethana, jakby bał się, że ten dowie się co się stało i będzie miał mu to za złe… Wróć, co niby się stało? Alterowi się wydaje, że coś się stało… Nieważne.
Ninjanna również mnie uściskała i przez ramię puściła mi oko, jak to miała w zwyczaju. Kazadi zniknął znienacka, jak zawsze. W efekcie zostałam sama z Ethanem.
- A teraz panie Rozpuszczam-Plotki-Bo-Wszystko-Nadinterpretuję…
- Naprawdę wyglądałaś na niezadowoloną.
- Na zmęczoną, Ethan, zmęczoną… - westchnęłam. – Nadal masz problem z odczytywaniem emocji.
- Tylko twoich. I to od… od tamtego czasu – wybrnął w końcu. Żadne z nas nie chciało o tym rozmawiać. Pewnie skończyło by się to wyrzutami sumienia, a może nawet kłótnią.
- Swoje emocje zachowuję dla siebie, to prawda – zgodziłam się. – Mogę poznać myśli innych, więc wiem, jak bardzo należy dbać o swoją prywatność.
- Avo, proszę. – Chwycił mnie za rękę, ja jednak nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
- Nie. – Pokręciłam głową. – Nie, Ethanie. Wiesz, jak to się wtedy skończyło.
- Teraz będzie inaczej.
- Już raz spróbowałam – powtórzyłam zdecydowanie chłodniejszym tonem. – Efekt nie przypadł mi do gustu.
Zrezygnowany puścił moją dłoń.
- Pozwolisz, że chociaż odprowadzę cię do apartamentu?
- Nie sądzę by udało mi się gdzieś tutaj zgubić – odparłam, jednak pozwoliłam mu iść tuż obok. 
Całą, dość krótką drogę, przebyliśmy w milczeniu, każde pochłonięte własnymi myślami. Ethan podejmował ten temat już kolejny raz odkąd… od tamtego czasu. Tak, to bardzo dobre określenie. Tamten czas… Tamten mroczny czas… 
Za każdym razem jednak moja odpowiedź była taka sama. Podziwiałam go za wytrwałość, ale to było za mało. Wtedy to się nie sprawdziło. Podobnie jak ja nie sprawdziłam się jako bohaterka…
- Avo.
Tylko moje imię. Nic więcej. Mimo to, gdy je wypowiadał, miałam wrażenie, że opowiada nim długą historię. Naszą historię.
Otworzyłam drzwi do apartamentu.
- Dobranoc, Ethanie. Widzimy się rano.
Jednak on znów złapał mnie za rękę. Tym razem nie zamierzał jej tak łatwo puścić. Drugą dłonią zdecydowanie delikatniej ujął mój podbródek i przysunął do swojej twarzy. Nie miałam siły się cofnąć. Nie chciałam się cofnąć. 
Delikatnie musnął moje usta. A potem jeszcze raz, tak, że można było już to nazwać pocałunkiem.
- Dobranoc, Avanti – szepnął, odsuwając się ode mnie i chowając ręce za siebie.
Przez jedną, dłużącą się chwilę miałam ochotę zrobić krok do przodu, chwycić go za rękę i zaprosić go do pokoju. Ale nie zrobiłam tego. Cofnęłam się bez słowa i zamknęłam za sobą drzwi. Tak jak wiele lat temu zamknęłam za sobą ten rozdział. Ethan jednak nie potrafił odłożyć tej książki z powrotem na półkę.
Gdy wchodziłam pod kołdrę, mój wzrok padł na leżący na stoliku nocnym gruby zeszyt. Wczoraj poleciłam młodym bohaterom prowadzenie pamiętników. Lub notatników, jak woleli je nazywać chłopcy. Mój zajmował już kilka zeszytów. Choć niektóre rzeczy pomijałam nawet w pamiętniku, to i tak miałam ochotę niektóre z ich fragmentów spalić. Ale nie zrobiłam tego. Moje zapiski niosły ze sobą ważną lekcję. Dlatego tak ważne było dla mnie, by i oni pisali. By spisywali swoje sukcesy i porażki, by potem nie popełniać tych samych błędów.
Ja w każdym razie nie zamierzałam.
Oderwałam wzrok od w połowie zapisanego zeszytu i zgasiłam światło. W ciemności wspomnienie ust Ethana jeszcze bardziej nabierało realności, ale po tylu latach wiedziałam jak mogę szybko się go pozbyć. Mimo to, tej nocy miałam z tym niemały problem.

Z pamiętnika Itera

To NIE JEST pamiętnik, jasne? Ava nas zmusiła, byśmy pisali takie pamię… no, te… dzienniki. Nie, nie dzienniki. Dziennik pisze się codziennie. Nazwijmy to notatnikiem, okej?
Dziewczyny były oczywiście wniebowzięte, od razu pochwaliły się grubymi zeszytami. Ani ja, ani Sol nie podzielamy ich zachwytu. Chłopak i pamiętnik? No, chyba nie… Co do Nyksa, to ciężko go rozgryźć. Skrzywił się na tę wiadomość, jak zawsze. Nie zdziwiłbym się, gdyby olał rozkaz szefowej. 
Lubię ją, serio. No, wiecie (zaraz, kurczę, do kogo ja się zwracam….? Mówiłem, że pisanie pamiętników kończy się schizofrenią…), kiedyś była prawdziwą bohaterką. Teraz musi nas niańczyć, bo my też mamy być bohaterami. Ba, mamy uratować świat, tak jak ona i jej przyjaciele kiedyś. Coś w tym guście przynajmniej, nie wiem dokładnie. To znaczy, Ethan (jej były chłopak/ukochany, jak twierdzi Veni, ale ona wszędzie węszy jakiś romans. Śmie wręcz twierdzić, że Invis się we mnie podkochuje… Haha, dobre sobie…!) i reszta ferajny cały czas ratuje świat, w oczekiwaniu aż przejmiemy ich obowiązki. Ava powinna im pomagać, ale ktoś musi nam powiedzieć, jak ratować świat. Mistrz wybrał ją, ale nie jest chyba zadowolona z tego powodu. Postawiłem sobie za punkt honoru sprawienie, by się uśmiechnęła, by była z nas dumna. Nie mówiłem o tym głośno, ale wszyscy chyba tego pragniemy. Czasem mam wrażenie, że Sol równie mocno pragnie ją wnerwić, ale to jest Sol… A Sol to Sol. I kropka.
Tyle o Avie, na początek. Naprawdę, równa babka, mówię wam. Co do mnie, to jestem najzwyklejszy, z niezwykłych, niezwykłych. Niezwykłych kwadrat, jak śmieje się Luna. Sympatyczna dziewczyna, naprawdę… Nie mogę tego mówić głośno, bo chyba by mnie nawet cała wataha Uzdrowicieli nie poskładała, jakby Sol to usłyszał. Zazdrosny o nią tak, że… A ona nawet jeszcze się nie zgodziła być jego dziewczyną… Veni twierdzi, że to kwestia czasu, a ja jej wierzę. W końcu się trochę na tym zna. I ta pewność w jej głosie…
A, miało być o mnie… No, więc, "niezwykli do kwadratu’" Są zwykli ludzie, tacy… no tacy zwykli. Bez mocy i w ogóle. Żadnego czytania w myślach, przechodzenia przez ściany, lewitowania itp. Ci, co posiadają moce są elitarną grupą. To znaczy nie mają jakiś większych przywilejów społecznych (oprócz tego, że nie płacą podatku. Fajnie, nie?), ale normalni ludzie trochę się ich boją, mimo iż dzięki nim potwory zostały wygnane z naszego świata. Dlatego Uzdolnieni, jak się o nich mówi, trzymają się razem. W takich Ośrodkach, jak ten, w którym mieszkamy. Oczywiście po za Ośrodkami też żyją Uzdolnieni, ale jest ich zdecydowanie mniej. A pośród Uzdolnionych…
A pośród Uzdolnionych jesteśmy my. Nasza wybrana szóstka. Sol, Luna, Veni, Nyks, Invis i ja. Posiadamy najrzadsze moce. Lub najmocniejsze. Jest na przykład wiele osób, które potrafią się teleportować. Ale tylko w najbliższą okolicę. A ja… ja mogę się znaleźć wszędzie. To znaczy, będę mógł. Gdy już się nauczę. Na razie mój zasięg to… to jakieś dwadzieścia kilometrów. To i tak dużo, twierdzi Ava. Jej daleki znajomy, który też potrafi się teleportować, może się oddalić maksymalnie o piętnaście kilometrów. I to po wielu latach ćwiczeń. Ja ponad to mogę jeszcze otwierać portale do innych wymiarów. Czad, nie? Tylko trzy osoby w historii potrafiły coś takiego robić. Jedną z nich jest Mistrz, jak słyszałem, ale to nie jest pewna informacja. Nie nazwałbym Veni wiarygodnym źródłem informacji…
W każdym razie, jedynym wymiarem do jakiego na razie potrafię nas przenieść to jakaś błotnista kraina tuż obok naszego świata. Jest tam pełno „stosunkowo niegroźnych” potworów, jak mówi Ava. No, nie wiem… „Stosunkowo niegroźny potwór” rozorał dziś Lunie ramię, co wyglądało stosunkowo groźnie. Nie wiem, jak ma to pomóc naszym mocom, ale mamy trochę uprzątnąć tamten wymiar, jak określa to nasza szefowa. Cały dzień babrania w błocie, by usłyszeć „Dobra robota, drużyno. Wracamy”. I co nam po tym?
Dobra, wiem, że to ma głębszy sens.
A ja… Racja. Nie lubię mówić o sobie. Spośród naszej szóstki ja jestem najnormalniejszy. Żadnych zielonych włosów i niebieskiej czy mlecznobiałej krwi. Nic z tych rzeczy. Rude włosy, masa piegów na nosie, niepozorna sylwetka. Jedyne co jest nienormalne w moim wyglądzie to nienaturalny odcień moich oczu – widzieliście kiedyś kogoś z bursztynowymi oczami? Ja codziennie wiedzę – w lustrze. No i moja również bursztynowa krew – ale to coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać… Gdybyś spotkał mnie na ulicy nie pomyślałbyś że jestem U2 - Uzdolniony do kwadratu. Taka zielonowłosa Veni to co innego – od razu zwraca uwagę. Nawet wśród Uzdolnionych. Oni wszyscy się nieco wyróżniają z tłumu. Ava ma na przykład fioletowe oczy, Alter jest albinosem, a Ninjanna ma tęczowe pasemka we włosach. Wyróżniają się, ale nie tak jak my, jak nasza szóstka. No, oprócz mnie. Ja jestem normalny. Prawie.

[3]

Prysznic. Tego właśnie było mi trzeba. Nigdy więcej światów równoległych.
Nigdy więcej, czyli do następnej misji. A raczej pseudomisji, misji szkoleniowej.
- Naprawdę nic do nich nie mam, Ethan… - mruknęłam ni to do siebie, ni to do niego, choć go tutaj nie było. – To naprawdę miłe dzieciaki.
Bo były miłe. Naprawdę. Sol był bardzo odpowiedzialny i odważny. Za Luną skoczyłby w ogień. I miłosne sztuczki Veni, nie miały tu nic do rzeczy. Ona sama nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, że miłość jest tylko maleńkim wycinkiem koła życia, nad którym miała władzę. Dużo jednak jeszcze upłynie czasu, nim to zrozumie.
Nyks, zamknięty w sobie ponurak, ale czego można się spodziewać po Śmierci. Równie potężny, jak jego siostra… Jak oni wszyscy.
Sięgnęłam po ręcznik. Zimny podmuch powietrza, który rozproszył gorącą parę wypełniającą kabinę, na chwilę wyrwał mnie z myśli. Owinęłam się szczelnie białym ręcznikiem, ale mokre włosy, które teraz wyjątkowo były proste jak druty, opadły mi na plecy. Przetarłam zaparowane lustro i uważnie przyjrzałam się swojej twarzy. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi jakiś bliżej nieokreślony grymas. Zmęczone oczy w wciąż młodej twarzy również pozostały smutne.
Westchnęłam i wyszłam z łazienki.
Invis - pomyślałam, siadając na łóżku i sięgając po szczotkę - ekstremalnie nieśmiała. Jakby pragnęła zlać się ze ścianą… W myślach parsknęłam śmiechem na to porównanie. Jeszcze trochę ćwiczeń i będzie jej się to udawało za każdym razem. Obecność Itera dodawała jej nieco pewności siebie. 
Iter, najnormalniejszy z nich wszystkich, jak sam o sobie mówił. Żadnych niebieskich czy zielonych włosów, normalny nastolatek, można by pomyśleć. Po za tym, że w mgnieniu oka może znaleźć się w każdym miejscu naszej planety. Lub otworzyć portal do innej rzeczywistości. No, w każdym razie po odrobinie ćwiczeń…
- Hej, przeszkadzam?
- Alter! – Zerwałam się z miejsca, wyrwana z rozmyślań, a on odwrócił wzrok, jakby dopiero teraz zauważył, że nie mam na sobie prawie nic, prócz mokrego ręcznika. – Naucz się w końcu pukać! – warknęłam.
- Wybacz. – Albinos wyglądał na naprawdę speszonego. – Kiedy nie trzeba korzystać z drzwi, człowiek zapomina o konieczności pukania.
- Co się dzieje? – zapytałam nieco łagodniej.
- Chciałem się upewnić, że wszyscy wiedzą o dzisiejszym zebraniu…
- Jakim zebraniu? – zapytałam podejrzliwie.
Obrócił się, zdziwiony moją niewiedzą. Kiedy jego wzrok padł na okrywający mnie skąpy ręcznik, zaczerwienił się aż po czubek śnieżnobiałych włosów i ponownie obrócił wzrok.
- Ty nic nie wiesz?
- Biegam z bandą dzieciaków po alternatywnym świecie i oceniam precyzję z jaką radzą sobie ze wszystkim, co wyłazi z błota. Istnieje szansa, że jestem nieco niedoinformowana – sarknęłam. – Alter, pomyśl. Ledwie co wróciłam. Skąd miałabym wiedzieć?
- Mentalna wiado…
- Halo, ziemia do Altera… - Pomachałam mu przed nosem ręką, jednak cofnęłam ją szybko, by złapać rozwiązujący się ręcznik. – Przed chwilą wróciłam z RÓWNOLEGŁEGO ŚWIATA. Tak jakby brak zasięgu, nie sądzisz?
- Sorki. – Teraz był już kompletnie speszony. – Ja już sobie pójdę…
- A dowiem się, co to za zebranie? – zapytałam, gdy lewą nogą tkwił już w mojej ścianie, wyłożonej kremową tapetą.
- Ja też nie wiem – szepnął. – O dwudziestej, w Centrali.
- Dzięki – mruknęłam, ale odpowiedzi nie było, bo w miejscu Altera była teraz tylko moja ściana.
Westchnęłam i poszłam się ubrać, na wypadek kolejnych niezapowiedzianych gości. Było jeszcze kilku takich, którzy wchodzili bez pukania. Nawet jeśli nie umieli przenikać przez ściany.

Z pamiętnika Veni

Rana Luny wyglądała naprawdę paskudnie. Przed chwilą odkryłam na swoim kaftanie kilka kropel jej zaschniętej krwi. Gdy wyschnie wygląda jak lukier. Kolejna cecha, która sprawia, że jesteśmy tak różni… Tacy inni. Pamiętam ten dzień, w którym rozcięłam palec o kartkę papieru, której brzeg nagle zabarwił się na szmaragdowo…
Uzdrowiciel Hank jednak szybko ją poskładał. Nie została nawet blizna, za to biedactwo musi teraz trochę odpocząć. Ech, jak wspomnę ten wzrok Sola… Tak słodko razem wyglądają…! Naprawdę będzie z nich całkiem niezła para. Co ja mówię! Wspaniała! Owszem, trochę maczałam w tym palce, ale… Ale za zgodą Avy! Sama powiedziała, że powinnam ćwiczyć…
Chciałabym być Uzdrowicielką. To wspaniałe móc pomagać ludziom. To jednak bardzo trudna sztuka, potrzeba wielu lat nauki, by osiągnąć taki poziom umiejętności, żeby… Ale jeśli to, co mówi Ava jest prawdą (nigdy nie podejrzewałabym jej o kłamstwo, ale to jest tak nieprawdopodobne, że naprawdę ciężko w to uwierzyć!), to znaczyłoby, że jestem najlepszą Uzdrowicielką, jaka chodziła po tej planecie. Muszę tylko… dużo ćwiczyć.
W ogóle, to, co mówią o nas nie tylko Ava, ale także Ethan i… i cała reszta… To brzmi jak bajka! Trochę straszna, ale… bajka.
Z drugiej strony… czemu nie? Oni wszyscy są wyjątkowi. Czemu my nie mielibyśmy być jeszcze bardziej wyjątkowi? Veni – Życie. Fajnie brzmi, nie? „To wielka odpowiedzialność, a nie zabawa” – już słyszę w głowie głos Avy. Czasem mogłaby wyluzować, naprawdę. Słyszałam, że kiedyś była naprawdę dobra. To znaczy nadal jest super, ale kiedyś była prawdziwą bohaterką, ratowała świat. Nadal to robi. To znaczy robiłaby, gdyby nie musiała nas szkolić. Czasem mam wrażenie, że jest trochę zła z tego powodu…
Veni – Życie. A Nyks, mój starszy brat bliźniak – Śmierć. Urocze, doprawdy…

[2]

- Hej, Ava, coś ty taka ponura?
- To mój stan permanentny – odburknęłam, nawet się nie odwracając.
Ethan dogonił mnie bez trudu (co z resztą było do przewidzenia) i zrównał ze mną krok.
- Przecież dzieciakom misja poszła świetnie…
- A czy ja mówię, że nie?
Z westchnieniem złapał mnie za ramię i zmusił bym spojrzała mu w oczy. Miał mocny uścisk, ale to i tak było dla niego nic.
- Ostatnio jesteś strasznie nie w sosie.
- A ty byś był na moim miejscu? – warknęłam.
Zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem… nie lubisz ich?
Zanim zdążyłam zaprzeczyć, przez jego twarz przemknął cień irytacji.
- Przecież zdajesz sobie sprawę, jaki zaszczyt cię spotyka… Masz pod opieką szóstkę najpotężniejszych…
- Wiem – warknęłam ponownie, wyrywając się z uścisku. – Wiem – powtórzyłam spokojniej – ale to nie zmienia faktu, że wolałabym pracować z wami.
- Nadchodzi czas nowego pokolenia. Poprzedni bohaterowie muszą odejść na emeryturę… ale najpierw muszą przekazać im to co najlepsze. Mistrz nie mógł wybrać lepiej. – W jego oczach błysnęło coś, co ciężko było mi zdefiniować. Jakby nie mógł się zdecydować, czy bardziej mnie podziwia, zazdrości mi, czy jest ze mnie dumny.
- Mam co do tego wątpliwości – mruknęłam. – Ale zanim zaczniesz się ze mną o to kłócić, wybacz, ale przed chwilą wróciłam z jakiegoś bagnistego czegoś i marzę teraz tylko o prysznicu. – Minęłam go i oddaliłam się korytarzem prowadzącym do mojego apartamentu. Już nie próbował mnie zatrzymywać.