- O, Ava, czekaliśmy na ciebie…
- Mistrzu. – Skinęłam głową.
Zebranie było skromne. Siedem osób: Mistrz, Ethan, Alter, Kazadi, Ninjanna, Gigi i ja. Gdy weszłam, szybko zamilkli. Nie czułam się jednak obgadywana. Nie zaczęli by beze mnie.
- Dużo nas – sarknęłam, kiedy zorientowałam się, że nikt już nie przyjdzie.
- Cała drużyna – zgodził się ze mną Mistrz.
- Cała była drużyna, Mistrzu – poprawiłam go. – Nowa właśnie bierze prysznic.
- Wrócili? – zapytał Ethan.
Przymknęłam na ułamek sekundy oczy.
- Tak, są w swoich pokojach – odparłam, gdy wyczułam obecność Sola i Invis w skrzydle mieszkalnym. – Coś mnie ominęło?
- Kilka anegdotek z dzisiejszego dnia. – Uśmiechnęła się Gigi, błyskając śnieżnobiałymi zębami. Zdjęła ręce z tali osy spiętej ozdobnym paskiem, by mnie objąć na powitanie. – Kazadi na śmierć wystraszył Ninjannę.
- Nie cierpię pająków! – Moja ciemnoskóra przyjaciółka zerwała się z miejsca i wycelowała palec w Kazadiego. – A ty dobrze o tym wiesz!
Jak dzieci, westchnęłam w myśli.
- Avo, musimy porozmawiać. – Zwrócił się do mnie poważnie Mistrz, przerywając dziecinne przegadywanki w drużynie. – Ethan doniósł mi, że twoja rola nie do końca ci odpowiada…
Zerknęłam szybko na bruneta, który jednak odwrócił wzrok. Postanowiłam zostawić rozmowę o nadinterpretacji na później i z westchnieniem zwróciłam się do wszystkich z wyjaśnieniami.
- To nie tak. Ja rozumiem, jak ważne jest to zadanie i doceniam to, że mi je powierzono. Wyszkolenie ich jest teraz naprawdę ważne, zwłaszcza, że nigdy chyba jeszcze nie było Uzdolnionych o tak mocnych mocach…
- Więc w czym problem? – zapytała Ninjanna. – Przecież wszyscy widzą, że jesteś strasznie skwaszona.
- Po prostu się o was martwię – wyznałam, zerkając szybko na Ethana, który jednak nadal unikał mojego wzroku. – Teraz kiedy drużyna jest niekompletna…
- Znowu chcesz brać na barki całą odpowiedzialność, kochana – podsumowała Gigi. – Myślisz, że bez ciebie sobie nie poradzimy…
- To nie tak… - protestowałam słabo, bo w pewnym sensie miała rację. Nigdy nie twierdziłam, że beze mnie sobie nie radzą, ale drużyna powinna się trzymać razem.
Tego właśnie uczyłam dzieciaków. Właśnie po to tarzaliśmy się w błocie. Nie dlatego, że pomoże to Iterowi dostać się do kolejnego wymiaru. Nie dlatego, żeby Luna, Sol, Veni albo Nyks rozwinęli swoje umiejętności. Nie po to, by Invis nabrała pewności siebie i znikała tylko wtedy, gdy tego chce… Nie było powodu dla którego to robiliśmy, pomijając ćwiczenie refleksu, siły i zwinności. Chodziło tylko o to, by robić to RAZEM. By nauczyli się, że każde z nich jest odpowiedzialne za pozostałych. By wiedzieli, że jeśli chcą czegoś dokonać potrzebują pozostałej piątki. By znali swoje słabości i zalety, by potrafili je odpowiednio wykorzystywać. By sobie zaufali. Totalnie zaufali.
Tak jak ja ufałam mojej drużynie.
- Ty jesteś dla nich tym, kim ja byłem dla was – podpowiedział Mistrz, jakby odczytując moje myśli. Wyjątkowo miałam je pewnie wypisane na twarzy. – Też się przed tym buntowałem, też chciałem zbawiać świat. Ale wytrenowanie was na takich bohaterów, jakimi się staliście, było najlepszym sposobem w jaki mogłem to zrobić.
Skinęłam głową.
- Któreś z was musiało to zrobić. I pomyślałem, że ty, Avo, będziesz do tego najlepsza. – Uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Nie dlatego, że już się nam do niczego nie przydasz, nie dlatego, że cię już nie potrzebujemy. Drużynie doskwiera brak twojej osoby podczas misji, na które wyrusza, kiedy ty trenujesz z młodym pokoleniem. Wciąż jesteś nam potrzebna i czasem będziemy cię musieli oderwać od twoich młodych podopiecznych, bo bez ciebie nie damy rady, ale tylko ty możesz im dać to, czego potrzebują. Wiedzę i doświadczenie może dać im każdy. Ale tylko ty możesz dać im wzór i nadzieję. Tylko ty możesz im dać siłę.
- Zarówno Ethan, jak i ty, Mistrzu, moglibyście być dla nich wzorem – sprzeciwiłam się. – Każde z nas by mogło. Nie wyróżniam się niczym.
- Wyróżniasz, kochanie. – Gigi złapała mnie za ramiona. – Wiesz o tym doskonale. O odważnej, walecznej i bohaterskiej Avanti jest więcej opowieści niż o nas wszystkich. To ty tu jesteś bohaterką, moja droga…
- Nie jestem, wiecie o tym. – Pokręciłam głową.
- Ale świat o tym nie wie – zauważył Alter.
- Ja wiem, jak było naprawdę – warknęłam. – Wy zresztą też. I tej wersji zamierzam się trzymać. Również tę wersję mam zamiar przedstawić dzieciakom.
- Nieważne jest to, co ty, czy też my wiemy – odezwał się Ethan, tym razem patrząc mi prosto w oczy. Intensywna zieleń jego oczu, jak zwykle przykuła mnie do miejsca. To były jedyne oczy, które miały nade mną władzę. – Ważne jest to, jak to, co wie świat, działa na te dzieciaki. Legenda Avanti utrzymuje je w przekonaniu, że będą w stanie pokonać mroki i cienie, które czają się za granicą naszego świata.
- One nawet nie wiedzą, jak cienka jest ta granica. – Pokręciłam głową. – Jak wiele wysiłku kosztuje nas utrzymanie spokoju, który „waleczna Avanti” wywalczyła.
Zanim ktokolwiek znów zaczął mnie znów przekonywać, podniosłam o góry obie ręce.
- Ja to wszystko rozumiem, naprawdę. I nie przyszłam tu żeby marudzić, prosić cię, Mistrzu, o zamianę decyzji. Lubię pracować z tymi dzieciakami i wiem jakie to ważne. Boli mnie jedynie to, że choć jestem ich mentorką i powinnam być z nimi, to jednocześnie wciąż jestem częścią TEJ drużyny i powinnam być również z wami…
- Znam tylko jedną osobę, która potrafi zaginać przestrzeń i być w dwóch miejscach jednocześnie. – Uśmiechnął się Alter, patrząc czule na Gigi. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy Veni dostrzeże łączące tych dwoje uczucie i zacznie przy nim nieświadomie kombinować. Miałam do pilnowania szóstkę takich urwisów, którzy nie zdawali sobie sprawy z pełni swojej mocy i nieświadomie mogli narobić niemałych kłopotów… A ja się dziwię, że jestem taka wykończona…
- Cieszę się, że to tylko o to chodzi. – Mistrz uśmiechnął się do mnie ciepło. – Skoro to już wyjaśniliśmy, to chyba możecie wracać do obowiązków. Pamiętajcie o jutrzejszym treningu wytrzymałościowym.
Wszyscy wstali i powoli zaczęli wychodzić. Najpierw poczekaliśmy na Mistrza, który pierwszy opuścił salę, a potem po kolei zaczęliśmy się rozchodzić. Gigi przed odejściem porwała mnie w objęcia, jak zwykle, Alter tylko nieśmiało pomachał ręką, wciąż zawstydzony incydentem z ręcznikiem. Teraz zauważyłam, że unika wzroku Ethana, jakby bał się, że ten dowie się co się stało i będzie miał mu to za złe… Wróć, co niby się stało? Alterowi się wydaje, że coś się stało… Nieważne.
Ninjanna również mnie uściskała i przez ramię puściła mi oko, jak to miała w zwyczaju. Kazadi zniknął znienacka, jak zawsze. W efekcie zostałam sama z Ethanem.
- A teraz panie Rozpuszczam-Plotki-Bo-Wszystko-Nadinterpretuję…
- Naprawdę wyglądałaś na niezadowoloną.
- Na zmęczoną, Ethan, zmęczoną… - westchnęłam. – Nadal masz problem z odczytywaniem emocji.
- Tylko twoich. I to od… od tamtego czasu – wybrnął w końcu. Żadne z nas nie chciało o tym rozmawiać. Pewnie skończyło by się to wyrzutami sumienia, a może nawet kłótnią.
- Swoje emocje zachowuję dla siebie, to prawda – zgodziłam się. – Mogę poznać myśli innych, więc wiem, jak bardzo należy dbać o swoją prywatność.
- Avo, proszę. – Chwycił mnie za rękę, ja jednak nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
- Nie. – Pokręciłam głową. – Nie, Ethanie. Wiesz, jak to się wtedy skończyło.
- Teraz będzie inaczej.
- Już raz spróbowałam – powtórzyłam zdecydowanie chłodniejszym tonem. – Efekt nie przypadł mi do gustu.
Zrezygnowany puścił moją dłoń.
- Pozwolisz, że chociaż odprowadzę cię do apartamentu?
- Nie sądzę by udało mi się gdzieś tutaj zgubić – odparłam, jednak pozwoliłam mu iść tuż obok.
Całą, dość krótką drogę, przebyliśmy w milczeniu, każde pochłonięte własnymi myślami. Ethan podejmował ten temat już kolejny raz odkąd… od tamtego czasu. Tak, to bardzo dobre określenie. Tamten czas… Tamten mroczny czas…
Za każdym razem jednak moja odpowiedź była taka sama. Podziwiałam go za wytrwałość, ale to było za mało. Wtedy to się nie sprawdziło. Podobnie jak ja nie sprawdziłam się jako bohaterka…
- Avo.
Tylko moje imię. Nic więcej. Mimo to, gdy je wypowiadał, miałam wrażenie, że opowiada nim długą historię. Naszą historię.
Otworzyłam drzwi do apartamentu.
- Dobranoc, Ethanie. Widzimy się rano.
Jednak on znów złapał mnie za rękę. Tym razem nie zamierzał jej tak łatwo puścić. Drugą dłonią zdecydowanie delikatniej ujął mój podbródek i przysunął do swojej twarzy. Nie miałam siły się cofnąć. Nie chciałam się cofnąć.
Delikatnie musnął moje usta. A potem jeszcze raz, tak, że można było już to nazwać pocałunkiem.
- Dobranoc, Avanti – szepnął, odsuwając się ode mnie i chowając ręce za siebie.
Przez jedną, dłużącą się chwilę miałam ochotę zrobić krok do przodu, chwycić go za rękę i zaprosić go do pokoju. Ale nie zrobiłam tego. Cofnęłam się bez słowa i zamknęłam za sobą drzwi. Tak jak wiele lat temu zamknęłam za sobą ten rozdział. Ethan jednak nie potrafił odłożyć tej książki z powrotem na półkę.
Gdy wchodziłam pod kołdrę, mój wzrok padł na leżący na stoliku nocnym gruby zeszyt. Wczoraj poleciłam młodym bohaterom prowadzenie pamiętników. Lub notatników, jak woleli je nazywać chłopcy. Mój zajmował już kilka zeszytów. Choć niektóre rzeczy pomijałam nawet w pamiętniku, to i tak miałam ochotę niektóre z ich fragmentów spalić. Ale nie zrobiłam tego. Moje zapiski niosły ze sobą ważną lekcję. Dlatego tak ważne było dla mnie, by i oni pisali. By spisywali swoje sukcesy i porażki, by potem nie popełniać tych samych błędów.
Ja w każdym razie nie zamierzałam.
Oderwałam wzrok od w połowie zapisanego zeszytu i zgasiłam światło. W ciemności wspomnienie ust Ethana jeszcze bardziej nabierało realności, ale po tylu latach wiedziałam jak mogę szybko się go pozbyć. Mimo to, tej nocy miałam z tym niemały problem.