Pary. Trening wytrzymałościowy zawsze odbywa się w parach. Uzdolnieni co roku dobierają się na nowo, choć niektórzy wybierają stare, sprawdzone osoby. My jednak od lat ćwiczymy w takich samych parach. Alter z Gigi. Ninjanna z Kazadim. A ja…
A ja z Ethanem.
To sprawdzone pary. Nie umiałabym współpracować podczas treningu z Ninjanną, lub Gigi. Nie dlatego, że ich nie lubię, czy coś. Jesteśmy drużyną, zawsze działamy razem, każdy z każdym, niezależnie od okoliczności. Ale z Ethanem łączy mnie wyjątkowa więź, znamy swoje ruchy na pamięć. Wiem, co już zauważył, a przed czym jeszcze muszę go ostrzec. On wie, kiedy się schylę, a kiedy będzie musiał mnie zawołać. Układ idealny.
Po za tym, pary powinny być mieszane. Nie jest to obowiązkiem, ale stwarza więcej możliwości i daje większe szanse. Tak już jest i nie ma sensu tego zmieniać, bo to się sprawdza.
- Gdzie jest Sol? – warknęłam, zerkając niecierpliwie na zegarek.
- Powinien już być – mruknęła Luna. – Kiedy wychodziłam z pokoju i do niego zapukałam, właśnie zakładał buty…
- Więc już dawno powinien tu być – skomentowałam. – Czy mam wam tłumaczyć, że punktualność też jest częścią treningu…?
- Nie, bo sam fakt, że się strasznie wściekasz za każdym razem, gdy choć odrobinę się spóźnię, sugeruje, że to dość istotne… - Sol pojawił się obok nas, zapinając guziki w swojej sportowej kurtce. Uśmiech nie zszedł mu z twarzy, kiedy stanął przede mną bez cienia skruchy na twarzy.
Westchnęłam.
- Punktualność uczy was, że możecie sobie ufać. Że kiedy się na coś umawiacie, możecie być pewni, że wszyscy wypełnią swoje zadania. Wiecie, że każdy jest tam, gdzie powinien być. Bardzo przydatne w walce, wierzcie mi.
- Rany – jęknął Sol, w odpowiedzi na moją przemowę. – Nigdy w życiu się nie spóźniłaś…?
- Pięć razy pod rząd? – zapytałam kpiąco, unosząc w górę prawą brew.
- Ty potrafisz żartować…! – Iter udawał niemal całkowite zdziwienie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Fakt, czasem mi się zdarza. Ale dość tych żartów, bo się spóźnimy. Chodźcie!
Wyprowadziłam ich z budynku na pola otaczające Ośrodek. Cały ten teren należał do nas. Byliśmy już w połowie drogi, kiedy usłyszałam znajomy głos wykrzykujący moje imię.
- Ava, Ava, czekaj…!
Gigi zasapana dołączyła do naszej gromadki i oparła się o mnie.
- Hejka, dzieciaki! – Uśmiechnęła się do nich. – Jak tam?
Odpowiedzieli jej z entuzjazmem, a Ruda w tym czasie złapała oddech.
- Nie powinnaś być już na miejscu? – zdziwiłam się.
- Zaspałam – przyznała się, kiedy podjęliśmy marsz. Nadałam ostre tempo. Mieliśmy jeszcze szansę być na czas. Nagle z brzucha mojej przyjaciółki dobiegło głośne burczenie.
- Nie zdążyłam na śniadanie. – Uśmiechnęła się przepraszająco.
Westchnęłam cicho i sięgnęłam do kieszeni kurtki.
- Powinno pomóc – powiedziałam, podając jej batonik energetyczny. Połknęła go w kilku kęsach, po czym zamarła nagle, z wypchanymi policzkami.
- To nie był przypadkiem twój prowiant? – zapytała z pełnymi ustami.
W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami. Owszem, był, ale i tak nie miałam zamiaru go jeść.
- Gigi, a czy nie możesz się przenieść od razu na miejsce? – zdziwił się Iter. – No, wiesz… twoje zdolności…
- Ja się nie teleportuję, złotko. – Uśmiechnęła się. – Zaginam przestrzeń, a ta rządzi się konkretnymi prawami. To niestety tak nie działa.
- Szkoda. – Skrzywił się. – Ava, a czemu ja nie mogę nas przenieść od razu na miejsce? Było by szybciej…
- Szkoda twojej energii – odparłam. – Zresztą ruch to zdrowie, a waszej kondycji mały spacerek z rana nie zaszkodzi. Dodatkowa rozgrzewka przed treningiem też nie…
Przez całą pozostałą drogę dzieciaki rozmawiały między sobą. Sol obejmował Lunę w talii, myśląc, że nikt nie widzi, co Veni kwitowała pełnymi dumy spojrzeniami. Invis jak zwykle szła w ciszy, czasem reagując na zaczepki Itera, który na silę próbował rozbawiać towarzystwo. Nyks nie zauważał, że niebieskowłosa rzuca mu spłoszone spojrzenia, zajęty patrzeniem pod swoje stopy. Był totalnym przeciwieństwem swojej siostry, która gadała przez całą drogę jak najęta, znajdując przy tym w Iterze znakomitego kompana i rozmówcę.
Gigi również cały czas mnie zagadywała, nie zwracając uwagi na to, że obserwuję moich podopiecznych. Opowiadała mi ściszonym głosem o tym, co dzieje się na granicy światów, co drużyna robi, by zachować względny spokój. O pogłoskach krążących wśród ludzi i o nowym uzdolnionym dziecku, które zostało podrzucone do sąsiedniego Ośrodka.
Słuchałam jej jednym uchem, przysłuchując się rozmowom dzieciaków. Byłam wdzięczna sama sobie za dar podzielnej uwagi. Mimo to byłam tak skupiona na rozdzielaniu informacji, że niemalże podskoczyłam, kiedy ktoś mnie zawołał.
- Ava, w końcu! – Ethan śpieszył ku mnie przez tłum. – Jesteś gotowa?
W ręku trzymał naszą opaskę. Gigi już rozpłynęła się w tłumie w poszukiwaniu Altera, nawet nie zdążyła przywitać się ze starszym bratem.
- Tak, prawie… - mruknęłam.
- Ava, a… o co tak właściwie tutaj chodzi? – zapytała Luna, odsuwając się od Sola.
- Biegniecie parami. Macie dotrzeć do czerwonej flagi najszybciej, jak tylko się da. To wszystko.
- Taki tor przeszkód? – zapytał Iter.
- Coś w tym guście – przyznałam, darując sobie sprostowanie. I tak zaraz zobaczą, a my powoli musieliśmy już iść. Najpierw jednak musiałam dopilnować kilku rzeczy. - Dobierzcie się w pary.
Z tym akurat nie było problemu. Sol jedynie mocniej przygarnął do siebie Lunę, Veni bez słowa przysunęła się do brata, który nawet nie drgnął, a Iter spojrzał pytająco na Invis. Uspokajająco chwycił ją za rękę, na co dziewczyna speszona spłonęła rumieńcem.
- Dobra, sądzę, że te pary będą w porządku – mruknęłam, choć od dawna wiedziałam, że właśnie w ten sposób się dobiorą. – Teraz rozdam wam opaski…
- Jakie opaski? – wyrwało się Solowi.
Ethan pomachał mu naszą przed nosem.
- Jak razem, to razem, kolego.
- Pomyślcie dobrze, zanim się zwiążecie. Jedno z was będzie miało do dyspozycji słabszą, lewą rękę… Wszyscy są praworęczni, prawda? – upewniłam się.
Odpowiedział mi zbiorowy potakujący pomruk.
- Tak na marginesie, musicie wzmocnić lewe ręce, to bardzo ważne… W każdym razie, wytłumaczę to na przykładzie Sola i Luny. – Podeszłam do nich i ustawiłam Sola po lewej stronie dziewczyny. – W tym momencie Sol, który z założenia, jako chłopak, jest silniejszy ma do dyspozycji tylko lewą rękę, a Luna mocniejszą, prawą. Szansę obu partnerów są wyrównane. Z kolei jeśli zamienią się miejscami. – Wskazałam ręką, a chłopak przeszedł na drugą stronę. – Luna jako słabsza nie ma nawet przewagi w postaci prawej ręki, ale za to mocniejszy Sol jest dodatkowo silniejszy ze względu na rękę, którą lepiej walczy. Załapaliście?
Odpowiedziało mi kolejne mruknięcie, jedynie Nyks zgłosił swoje wątpliwości.
- Czy oni przypadkiem nie walczą razem?
- Tak, ale układ sił też jest ważny. Zastanówcie się nad tym, bo to może zadecydować o waszej wygranej.
- Nie martwcie się, dzieciaki – dodał Ethan – tu nie chodzi o wynik. Chodzi o dobrą zabawę i sprawdzenie własnych umiejętności. Nie przejmujcie się, jeśli coś pójdzie nie tak. Ava…? – Wyciągnął w moją stronę rękę z opaską.
Podałam mu lewą dłoń, a on sprawnie połączył nas mocnym węzłem, który Gigi prześmiewczo nazywała małżeńskim. Jakoś nigdy mnie to nie bawiło…
- Wiesz co? – mruknął. – Powinni z gruntu odjąć nam kilka punktów. Wtedy było by przynajmniej sprawiedliwie…
Dzieciaki spojrzały na nas zdziwione, więc szybko wytłumaczyłam.
- Ethan jest leworęczny.
- Ej, to niesprawiedliwe! – oburzył się Iter.
- Ano… - mruknęłam. – Dobra. Drużyny biegną na końcu. Zazwyczaj najpierw ktoś z was, potem ktoś ze starszej drużyny, ale wszystko zależy od Mistrza. Ja z Ethanem zawsze biegniemy jako ostatni, więc nie macie się o co martwić. Gdyby coś było nie tak, zagwizdajcie, a ktoś przyjdzie wam pomóc… Wszystko jasne?
Skinęli głowami.
- No, to czekamy aż nas zawołają…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz